sobota, 11 kwietnia 2015

60. Demon, where did my Angel go?



Następnego dnia byliśmy znów w busie. Pożegnaliśmy Paula z którym nie miałam nawet okazji porozmawiać. A co gorsza była z nami Lola. Starałam się ją ignorować jak tylko mogę. Od wczorajszego dnia wydawała się być obrażona, ale nie ma co ukrywać – miałam to gdzieś.
Dzisiejsze popołudnie też spędziłam przy laptopie. Postanowiłam się tym zająć bo ostatnio nieco zaniedbałam pracę a poza tym strasznie mi tego brakowało.
-Pokażesz? - Dom pojawił się dosłownie znikąd tuż przy moim boku.
-Wiesz, że nie - westchnęłam zatrzaskując laptopa
-Dlaczego?
-Mówiłam Ci już. Nie chcę żeby ktokolwiek to widział dopóki nie skończę.
-To pokaż mi coś co już skończyłaś.
-Teraz nie masz na co liczyć - zabrałam komputer i poszłam się położyć.
Lola szybko skorzystała z okazji i poleciała do niego. To oczywiste, że musiała go pocieszyć a jemu jak widać przestało to przeszkadzało.
Do następnego miasta mieliśmy stosunkowo niedługą drogę i już wieczorem byliśmy na miejscu. Ku mojej wielkiej radości Chris zarządził wyjście do baru. Obiecałam kiedyś Domowi, że nie będę za dużo pić ale dzisiejszego wieczoru miałam ochotę się sponiewierać. Poszliśmy coś zjeść do małej knajpki po drugiej stronie ulicy, ale nie miałam ochoty na nic. Stamtąd ruszyliśmy prosto do baru.
-Nic dzisiaj nie zjadłaś. Jesteś na diecie? - spytał Matt siadając obok mnie gdy czekałam na drinka.
-Taa… Alkoholowej-skrzywiłam się słysząc głos tej dziewuchy. Znów trajkotała coś do Howarda. Ma jej dość. Najchętniej spakowałabym ją karton i odesłała jak najdalej stąd. Szkoda, że takie rzeczy są nielegalne.
-Znowu się pokłóciliście?
-Nie, po prostu mam ochotę pobyć sama.
-Rozumiem - na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech i odszedł.
Poczułam się źle, ale czwarty z kolei drink nie miał na to żadnego wpływu. Gdzieśęboko w środku liczyłam, że Dom tu przyjdzie, powie że mnie kocha i wszystko będzie dobrze. Pewnie sama powinnam to zrobić ale byłam zbyt uparta. Zresztą ta dziewczyna wisząca u jego  boku wcale nie ułatwiała sprawy.
-Ona pojutrze wyjeżdża - usłyszałam głos Matta który po raz kolejny przyszedł sprawdzić jak się czuję.
Czy to nie dziwne, że mój facet nie interesuje się mną wcale podczas gdy jego przyjaciel był jak cudowny starszy brat. Regularnie przychodził mnie zagadywać, choćby po to, żeby sprawdzić czy jeszcze jestem w stanie dalej pić. Dominic nie przyszedł tu ani razu, sprawiając mi tym coraz większą przykrość.
-Niech idzie do piekła skąd przybyła - przechyliłam kolejną szklankę i odwróciłam się.  A to co zobaczyłam spowodowało, że serce zamarło mi na chwilę. Potem była już tylko wściekłość, zazdrość, rozpacz, żal, smutek, rozczarowanie, nienawiść i żądza mordu. I to wszystko w jednym momencie.
Oni się całowali.
Miałam wrażenie, że czas zwolnił. Te klika sekund tak naprawdę trwało kilka bolesnych godzin. Nie odepchnął jej od razu. Może dopiero się otrząsnął, a może po prostu mi się podobało. Czy też może uświadomił sobie, że ja siedzę gdzieś tam z boku i wszystkiemu się przyglądam. Chociaż szczerze wątpię, że on w ogóle pamiętał że jestem tu z nimi. Sądząc po jej gestach próbowała go przeprosić, a ja poczułam, że robi mi się niedobrze.
-To nie jego wina - usłyszałam gdzieś z oddali głos Bellsa.
-Muszę wyjść - powiedziałam tylko i uciekłam stamtąd.
Wydawało mi się, że Dominic mnie woła ale nie byłam w stanie tego sprawdzić. Wybiegłam szybko i potknęłam się przy wyjściu przewracając się boleśnie na kolana. Piekły mnie strasznie ale w porównaniu z bólem który przeszywał moje serce wydawały się być przyjemnym łaskotaniem. Przysiadłam na jakiejś ławce, nie mając już siły biec. Rozpłakałam się jak dziecko i nie wiedziałam co mam zrobić.
I nawet jeśli to nie była jego wina to i tak zabolało. W dodatku mdłości powróciły. Chciałam wrócić do domu. Chciałam cofnąć czas i nigdy nie rozpoczynać tej znajomości. Tak byłoby lepiej dla nas wszystkich.
-Tu jesteś - Dominic usiadł koło mnie i przytulił mocno. Czułam się bezsilna i poddałam się temu. Mimo wszystko jego objęcia wciąż były dla mnie najbezpieczniejszym miejscem na świecie.
-To nie tak jak myślisz. Musisz mi wierzyć, że wcale tego nie chciałem.
-Widziałam was - załkałam żałośnie.
-Ona jest pijana, nie wiedziała co robi.
-Dlaczego ją bronisz?
-Nie bronię. To co zrobiła było głupie, nie powinno się nigdy wydarzyć. Ona naprawdę tego żałuje. Chciała przyjść tu żeby Cię przeprosić.
-Nie chcę jej widzieć.
-Nie chciała Cię zranić. To był tylko głupi impuls spowodowany nadmierną ilością alkoholu. Wiesz przecież, że nie mógłbym Cię zdradzić. Za bardzo Cię kocham.
-Kochasz mnie? - spytałam niepewnie
-Kocham Cię. Kocham gdy się uśmiechasz, gdy się złościsz, śmiejesz, wściekasz, knujesz. Gdy jesteś na mnie zła, gdy jesteś szczęśliwa. Kocham gdy jesteś przy mnie, kiedy budzisz się rano z rozmarzonym wyrazem twarzy. Kocham kiedy mnie całujesz, kiedy się przytulasz. Kocham Twoje oczy, uśmiech, twarz, ciało, kocham całą Ciebie. Nigdy nie pozwolę Ci odejść.
Nie wiem dlaczego, ale wiedziałam, że mówi to szczerze. Wierzyłam mu. Zresztą uwierzyłabym nawet gdyby powiedział, że za moimi plecami wylądowało UFO. Im bardziej byłam przekonana, że powinnam zniknąć tym gorzej było mi choćby myśleć o tym, że nie zobaczyłabym go nigdy więcej. Serce mi pękło z żalu. Skuliłam się jeszcze bardziej w jego ramionach i płakałam.
-Obiecaj mi coś - szepnęłam
-Wszystko kochanie.
-Nie zostawiaj mnie. Nigdy więcej mnie nie opuszczaj. Za każdym razem gdy Cię nie ma przy mnie czuję jakby coś we mnie umierało kawałek po kawałku.
-Nigdy tego nie zrobię.
-Kocham Cię - wymamrotałam.
Gdy wróciliśmy do hotelu wszyscy już spali. No cóż, prawie wszyscy.
-Jesteście już. Naprawdę przepraszam za moje zachowanie – Lola dopadła nas zaraz przy drzwiach. Mam gdzieś jej przeprosiny, nie miałam ochoty jej teraz oglądać a już tym bardziej słuchać.
-Chcę iść spać - odparłam i ruszyłam do sypialni.
-Powinnaś jej wysłuchać - szepnął Howard gdy zamknęły się za nami drzwi.
-Nie mam dziś na to ochoty.
-Obiecaj, że zrobisz to jutro.
-Tak - wydusiłam i weszłam do łazienki. Stanęłam pod prysznicem i pozwoliłam, żeby gorąca woda spływała po moim ciele. Miałam nadzieję, że razem z nią spłyną uczucia i wspomnienie dzisiejszej nocy.
Cały czas czułam bolesne ukłucia gdzieś w środku. Może dlatego, że tak bardzo chciał żebym jej wysłuchała. Odniosłam wrażenie, że bardziej mu zależy na tym żeby ona miała spokojne sumienie niż to co ja w tej chwili czuję.
Od wyjścia z łazienki nie odezwałam się do niego ani słowem. Nie byłam na niego obrażona. Po prostu nie wiem co miałabym mu powiedzieć i bałam się, że znów się rozkleję. Położyłam się do łóżka i mocno do niego przytuliłam. Bardzo chciałam zapomnieć o tym wieczorze, ale przed oczami  wciąż miałam obraz tej dwójki.
Kiedy się obudziłam wciąż był przy mnie. Nasza sielanka jak zwykle nie potrwała zbyt długo. Od samego rana przywitał nas Matt z Chrisem. Nie zdziwiłaby mnie ta poranna wizyta gdyby nie fakt, że byli nadzwyczaj mili. A oni zazwyczaj nie są mili, a zdecydowanie nie o tej godzinie. Najpierw Matt wyciągnął nieprzytomnego perkusistę z łóżka i poszedł z nim pogadać. Chris tymczasem został ze mną i wypytywał co u mnie słychać.
-Co knujecie? - spytałam z przymrużonymi oczami.
-My? Skąd pomysł, że coś knujemy?
-Daruj sobie. O co chodzi?
-Chcesz iść ze mną coś zjeść? – zmienił temat naiwnie licząc, że odpuszczę.
-Nie jestem głodna.
-Matt mi mówił, że wczoraj nic nie jadłaś. Mam to powtórzyć też Dominicowi? Wiesz jaki on bywa nadopiekuńczy. Znając życie sam będzie Cię karmił, a poza tym…
-Dobra, wygrałeś - odburknęłam i wygramoliłam się z pościeli patrząc na niego wyczekująco.
-No co?
-Chciałabym się ubrać.
-Nie przeszkadzaj sobie.
-To Ty mi przeszkadzasz.
-Nie masz niczego czego wcześniej nie widziałem.
-Mam to powtórzyć Kelly? - spytałam korzystając z jego metod
-Przecież już idę, masz dziesięć minut - odparł wychodząc
Lubiłam go. Naprawdę go lubiłam, ale czasem był gorszy jak mój ojciec. Wczoraj nie byłam głodna, a później nie byłam już w stanie nic przełknąć. Zdawałam sobie jednak sprawę jak upierdliwy potrafi być Dominic pod tym względem. A już nie daj Boże jakby Tom się dowiedział. Siedzieliby mi razem nad głową trajkocząc o tym jakie niezdrowe to jest.
Zanim wyszłam Dom wrócił do pokoju. On też zaczął się dziwnie zachowywać. Bardzo ucieszył go fakt, że wychodzę z  Chrisem. Może aż za bardzo? A może o nic nie chodziło, a przez nich zaczęłam popadać w paranoję? Zastanawiam się czy nie należy ograniczyć dyskusji z Mattem na temat teorii spiskowych.
Zdziwiłam się widząc, że wszyscy już wstali, łącznie z tą lafiryndą. To jej widok zmartwił mnie najbardziej. Wiedziałam, że w obecności Matta i Toma nie będzie niczego próbować, ale mimo to czułam niepokój. Prawda jest taka, że są najlepszymi kumplami od zawsze i wątpię, żeby powiedzieli mi prawdę gdyby doszło do czegoś więcej. Próbowali by go raczej chronić, śmiejąc się przy okazji z mojej naiwności. To nie tak, że mu nie ufałam. Jej nie ufałam bo widzę, że cały czas się koło niego kręci i coś kombinuje. A on zawzięcie się upiera przy tym, że to jego przyjaciółka i nie łączy ich nic więcej.
Szliśmy w milczeniu całą drogę do restauracji. Chris widział, że nie mam ochoty na paplanie o pierdołach więc o nic nie pytał. Poprosiłam kelnera o mocną kawę, ale Wolstenholme prychnął i zamówił mi wielki talerz naleśników na słodko a sobie jajka z bekonem i grzanki. Dopiero kiedy postawili przede mną jedzenie, poczułam jak bardzo jestem głodna.
-Jedz, bo głodna jesteś wściekła.
-Bardzo zabawne. Czy teraz powiesz mi co się dzieje?
-A co takiego ma się dziać?
-Chris nie mam ochoty na pieprzenie głupot więc powiedz m proszę o co chodzi albo wrócę do hotelu - zagroziłam.
-Matt spodziewa się gościa.
-To mógł mi powiedzieć wprost, że nie chce się ze mną pokazywać. Wyszłabym sama.
-Nie o to chodzi. Jeżeli kogoś miałby się wstydzić to prędzej nas.
-Więc?
-Wczoraj wieczorem zadzwoniła do niego Sydney.
-Ohh - westchnęłam.
-Chcieliśmy Ci powiedzieć, ale wczoraj byłaś taka smutna. Pomyśleliśmy, że tak będzie lepiej, zresztą nie chcieliśmy Cię denerwować i… Poczekaj. Tylko tyle? Ja Ci mówię, że nasz wróg publiczny jest w hotelu a Ty mi na to tylko „ohh”?! - niemal krzyknął. Spuściłam wzrok i przygryzłam wargę. Nie żałowałam tego co zrobiłam, ale też nie był to powód do dumy. Byłby gdybym wyrwała jej trochę więcej tych farbowanych włosów.
-Chwila… Widziałaś się z nią tak? - patrzył na mnie podejrzliwie a ja gorączkowo zastanawiałam się jak zmienić temat.
-Tak, przez chwilę. Chcesz się czegoś napić?
-Nie moja panno. Jest zbyt wcześnie na alkohol a ja nie jestem aż tak naiwny. Kiedy się spotkałyście i jakim cudem ja o tym nie wiem?!
-Chris, ja…
-Nie! - krzyknął a jego oczy zrobiły się większe - To wtedy! Tej nocy?! To była ona prawda?! Dlaczego nic nam nie powiedziałaś?! Kurwa, Alex. Nigdy nie pozwoliłbym się jej tu zbliżyć. A już tym bardziej nie pozwoliłbym Cię tknąć! Gdybym wiedział pogoniłbym ją stamtąd. Jak w ogóle do tego doszło?!- gestykulował żywo podczas gdy ja wbiłam wzrok w naleśniki wiedząc, że nie przełknę już ani kawałka.
-Nie wiedziałam, że tam jest. Poszłam zapalić i usłyszałam…
-Wiedziałem, że to twoja sprawka. Tylko czemu wyrzuciłaś mi fajki przez okno? Ups, przepraszam - dodał szybko widząc moją minę.
-Zaczęła mi mówić, że Matt pożałuje, że ją rzucił. Groziła, że zniszczy zespół i go pogrąży. Miałam ją gdzieś bo wiedziałam, że nie jest w stanie tego zrobić. Byłam wściekła na Doma bo widziałam jak tańczył z Lolą. Ona chyba też ich widziała. Powiedziała, że znalazła sobie inną, a później, że i ona się z nim prześpi. Wtedy mi odbiło, nie za bardzo wiedziałam co robię. Pamiętam, że uderzyłam się w głowę, ona żaliła się ochronie, że ją pobiłam więc wyprowadzili mnie na zewnątrz. Resztę już znasz.
-Alex… Jezu, jak myśmy mogli Cię tak zostawić - basista poderwał się z krzesła i mocno mnie przytulił. Było mi dziwnie bo w przeciwieństwie do tego chodzącego szkieletu Howarda czułam się jakbym tuliła wielkiego pluszowego misia.
-Jesteś kochany. Kelly ma naprawdę wielkie szczęście.
-No wiem - odparł ze śmiechem - Mam pomysł. Dokończysz jedzenie i pójdziemy ją stamtąd wykopać. A później idziemy się napić.
-Naprawdę nie mam ochoty.
-Jedz po dobroci albo zmuszę Cię do tego siłą.
-Chris, daj spokój.
-Mam Cię nakarmić?
-Sama sobie poradzę - westchnęłam wmuszając w siebie stertę naleśników. Już po drugim czułam, że robi mi się niedobrze, ale wiedziałam, że nie mam wyjścia. Nie z wkurzonym Wolstenholmem.
Zanim skończyłam Matt napisał smsa, że już jej nie ma. Niemal płaczem wymusiłam na Chrisie, żeby nic im nie mówił.
Po powrocie okazało się, że wszyscy mieli podłe nastroje. Oczywiście nie licząc Loli, która była wniebowzięta opcją pocieszania Howarda.
Ponoć tak bardzo było jej przykro i chciała przeprosić ale widząc mnie uciekła do pokoju.
Matt krótko po moim przyjściu zniknął na pół dnia. My tymczasem siedzieliśmy w salonie nawet się do siebie nie odzywając. Ja zajęłam się laptopem a oni patrzyli tępo w telewizor na którym rozgrywał się jakiś mecz. Zazwyczaj w takich momentach darłam się wraz z Chrisem w niebogłosy wyzywając sędziego i graczy drużyny której nie lubiliśmy.
Atmosfera była napięta, wręcz sztuczna. Kątem oka widziałam, że Dom spogląda na mnie co jakiś czas.
Coś wisiało w powietrzu i nie było to nic dobrego. Późnym popołudniem wrócił Matt. On też nie był zbyt wylewny. Obdarzył mnie lodowatym spojrzeniem i poprosił, żebym wyszła na korytarz. Spojrzałam na Chrisa, ale on podniósł ręce w obronnym geście dając mi do zrozumienia, że się nie wygadał. Pomyślałam też o tym, że to może on chce mi coś powiedzieć. Może to ona mu coś nagadała, a on uwierzył. Na samym końcu pomyślałam o najgorszym. Matt jest też i moim przyjacielem i może to on chce mi coś wyznać. Poczułam zimny dreszcz na plecach ponownie widząc jego wzrok.
-Matt? - wyszeptałam cicho przygryzając wargę.
-Dlaczego mi nie powiedziałaś? - spytał tonem od którego poczułam kolejny dreszcz.
-Matt, ja nie chciałam. Byłam wściekła, pijana i rozżalona.  Straciłam nad sobą panowanie. Nie chciałam żeby do tego doszło.
-Wiesz jak idiotycznie się poczułem gdy ją zobaczyłem? Zapytałem wprost czy to z Tobą się spotkała. Zaczęła płakać i powiedziała, że rzuciłaś się na nią bez powodu. Zachowywałaś się jak naćpana i nie patrzyłaś co robisz.
-Przysięgam że to wcale nie było tak. Uwierz mi.
-W co ja mam Ci uwierzyć? W co?! Nic mi nie powiedziałaś. I szczerze mówiąc jeśli tak było to i tak nic nie zmienia. Pytałem Cię. Pytałem kilka razy co tam się stało. Dlaczego mi nie powiedziałaś?!
-Matt, przepraszam. Wybacz mi.
-Cholernie mnie to zabolało. Myślałem, że jesteśmy przyjaciółmi. Mogłaś mi kurwa powiedzieć!
-Nie chciałam żebyś się obwiniał. Widziałam że i tak źle się przez to czułeś. Myślałam, że tak będzie lepiej.
-Lepiej?! Było mi wprost zajebiście patrząc na Ciebie w tym szpitalu. Kurewsko cudowne uczucie.
-Matt…
-Przestań. Powiedz mi prawdę - zażądał niemal krzykiem.
Pierwszy raz widziałam go w takim stanie. Zazwyczaj był wesoły i roztrzepany a teraz mnie przerażał. Nigdy nie był aż tak zły. Zachciało mi się płakać, ale przez zaciśnięte gardło powtórzyłam historię którą opowiedziałam  wcześniej Chrisowi.
-Powiedz coś-poprosiłam po chwili - Uwierzyłeś jej, tak?
 On jednak uparcie milczał patrząc w dół. Przez moment odniosłam wrażenie, że mnie nie słucha albo się zawiesił. Zaczął mnie przerażać bo zachowywał się jak cyborg.
-Powiedziała, że ze względu na mnie chciała odpuścić ale po tym co zrobiłaś zagroziła, że nie odpuści. Ona chce z tym iść do sądu. I nie. Nie uwierzyłem jej, stałem tam jak idiota bo nie wiedziałem co powiedzieć. Nie mogłem odezwać się wcale. Nie spodziewałem się tego – powiedział już spokojniejszym tonem.
-Nie sądziłam, że to takie ważne. Myślałam, że żadne z nas jej więcej nie zobaczy. Nie chciałam Cię denerwować.
-Ale zdenerwowałaś. Wszyscy się o Ciebie martwiliśmy. Przez moment myśleliśmy, że umrzesz. Dom był bliski załamania nerwowego. Nie masz pojęcia co wtedy przychodziło mi do głowy. Wystarczyło powiedzieć mi prawdę. Czy to było takie trudne?
-Było, bo wiedziałam, że będziesz zawiedziony.
-I wiesz co? Jestem zawiedziony. Jej nigdy nie mogłem ufać, ale byłem pewien, że Tobie mogę. A teraz zaczynam się zastanawiać ile razy jeszcze mnie okłamałaś - odwrócił się na pięcie i wrócił do pokoju.
-Matt… - powtórzyłam po raz kolejny patrząc jak znika za drzwiami. Stałam tam jeszcze chwile wycierając łzy i próbowałam powstrzymać nowe. Wszyscy patrzyli na mnie jak na kosmitkę, zastanawiając się pewnie o co poszło. Jestem przekonana, że słyszeli jego krzyk zza drzwi.
-Daj jej ochłonąć - usłyszałam szept Chrisa skierowany zapewne do Howarda.
Zamknęłam się w sypialni i rozpłakałam na dobre. Nie rozumiałam dlaczego Matt tak nerwowo zareagował. Zrobiłam to dla jego dobra, a ona miał mi to za złe. Jednak w głębi duszy obawiałam się, że wściekł się na mnie bo uwierzył w każde jej słowo.
Chciałam porozmawiać z Domem zanim i on przestanie się do mnie odzywać. Zatrzymałam się na chwilę przed drzwiami słysząc śmiech jego i Loli. Zacisnęłam pięści ciągle sobie powtarzając, że jutro wyjeżdża i liczę na to, że już nigdy więcej jej nie zobaczę.
Dołączyłam do nich i oniemiałam na chwilę. Siedzieli na kanapie, zbyt blisko siebie jak na moje oko. Dominic trzymał na kolanach laptopa i coś jej pokazywał. Kiedy podeszłam bliżej zauważyłam, że to mojego laptopa trzyma i pokazuje jej moje nieskończone filmy.
-Co robisz? - zawołałam
-Hej, te filmy są świetne. Dlaczego wcześniej nam tego nie pokazałaś?
-Prosiłam Cię tylko o jedną rzecz. Prosiłam, żebyś nie zaglądał do mojego laptopa.
-Przecież to nic takiego - Lola przewróciła oczami a ja poczułam nieodpartą ochotę żeby wywlec ją stąd za włosy.
-Nic się nie stało. Obejrzeliśmy tylko kawałek, a to chyba nic złego.
-Naprawdę? Więc może wrzucę wasze filmy ze studia do Internetu? Przecież to nic takiego prawda? Niech wszyscy zobaczą jak idzie wam pracą nad nową płytą - krzyknęłam trzaskając drzwiami.
Położyłam się do łóżka i słyszałam jak przeprasza ją za moje zachowanie. Jak zwykle to ja byłam niedobra i przesadziłam a ona biedna zgrywała ofiarę.  Kiedy wreszcie zjawił się w sypialni udawałam, że śpię. Kłótnia była ostatnią rzeczą na jaką miałam ochotę, a wiedziałam, że w obecnej sytuacji jest ona nieunikniona.  Czekałam aż zaśnie i wymknęłam się żeby zapalić. Na całe szczęście Chris zostawił papierosy na blacie więc chwilęźniej stałam na balkonie próbując się uspokoić. Dopiero poczułam jak wszystkie tłumiona dotąd uczucia wracają z podwojoną siła. Naprawdę długo starałam się je powstrzymać ale nie dawały za wygraną. Mimowolnie zaczęłam płakać. Nienawidziłam tego robić a teraz znów łzy leciały mi jedna po drugiej. Jestem niemal pewna, że będzie tak jak dawniej gdy tylko ta dziewczyna wróci tam skąd przyszła. Prawda była taka, że wszystko zaczęło się pieprzyć gdy tylko się pojawiła. Tęskniłam za tym co było wcześniej. Paląc któregoś z kolei papierosa poczułam się  senna. W głębi duszy miałam nadzieję, że kiedy obudzę się rano okaże się, że ostatnie dni to tylko okropny koszmar z którego się obudziłam. Wracając do pokoju zauważyłam na stoliku mojego wciążączonego laptopa. Na ekranie pojawił się Dom i Chris roześmiani jak małe dzieci. Filmik był zatrzymany w momencie w których przyłapałam ich na oglądaniu. Patrzyłam na Dominica czując, że za chwilę znów zacznę płakać. Zamknęłam okienko i przejrzałam jeszcze kilka stron i wróciłam do łóżka.
Dominic leżał obok ale odniosłam wrażenie jakby wcale go tam nie było. Zwykle zasypialiśmy przytulenie do siebie a teraz odwrócił się do mnie plecami i odsunął na sam brzeg łóżka. Oczy mnie zapiekły więc zacisnęłam mocniej powieki i naciągnęłam kołdrę na głowę. Pocieszałam się jedynie tym, że już gorzej być nie może. 
______________________________________________________________________________

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz