sobota, 17 stycznia 2015

55. You really turned my head



Kiedy się obudziłem Alex nie było przy mnie. Zdążyłem się już przyzwyczaić do jej widoku po przebudzeniu, więc dziwnie się bez niej czułem.
Usłyszałem jej śmiech dochodzący z naszego mini salonu.
Podszedłem tam cicho i usłyszałem jak rozmawia o czymś z Mattem. Nie słyszałem co mówią, i zacząłem się obawiać że coś knują.
-Co robicie? - spytałem a mój widok ich speszył.
-Eee, uczę ją grać - odparł szybko, wskazując na keyboard który miał na kolanach.
-No to powodzenia - prychnąłem wychodząc.
Dobrze wiedziałem, że akurat w tym kierunku zdolności jej nie brakuje. Oświeciło mnie chwilę później, że mnie okłamali. Bo niby po co miałby ją uczyć grać skoro jest niemal tak dobra jak on. Kiedy wróciłem śmiali się i cały czas mówili szeptem. Gdy tylko mnie zauważyli spoważnieli zrobili się strasznie sztywni. 
-Nie będę wam już przeszkadzać - rzuciłem na odchodnym.
To chyba jasne, że byłem zły. Zwłaszcza, że jak ta dwójka wchodzi ze sobą w komitywę to kończy się tragedią. Najczęściej dla mnie.
Położyłem się na łóżku licząc na odrobinę snu ale nie minęła minuta kiedy poczułem łaskotanie na stopie. Podciągnąłem je do góry i obróciłem się twarzą do ściany. Ktoś wgramolił mi się do łóżka i miałem nadzieję, że była to Alex. Ciężko się jednak ruszyć leżąc we dwójkę w tej klitce. Przytuliła  się do moich pleców a jej dłoń spoczęła na mojej klatce piersiowej. 
-Nie jesteście zajęci? - burknąłem pod nosem.
-Słodki jesteś. Durny, ale słodki - przysunęła twarz do mojego karku uśmiechając się.
-Jakoś nie jest mi do śmiechu.
-A powinno być. Wygłupialiśmy się tylko. Ja wolę być z Tobą a on ciągle gada o Vicky, nie wściekaj się.
-Nie wściekam - skłamałem.
-Tak, jasne. Nie umiesz nawet kłamać. Zawsze gdy to robisz marszczy Ci się nos.
-Wcale nie
-Wcale tak - jej ręka powędrowała do moich włosów które z dnia na dzień wyglądały coraz gorzej.
-Obcinamy? - spytała
-Już chyba najwyższy czas - przyznałem próbując się odwrócić. Nieźle się przy tym poobijałem, ale jakimś cudem się udało. Ona znów zamilkła na dłuższą chwilę.
-Nie lubię kiedy jesteś taka skryta - wyznałem
-Dom, wiesz o mnie więcej niż ktokolwiek inny.
-A i tak ma wrażenie, że to za mało.
-Więc co chcesz jeszcze wiedzieć.
-Wszystko. Opowiedz mi coś
-Nie jestem w tym dobra.
-To może zaczniemy od tego co robiliście z Mattem?
-Tego Ci nie powiem. Za bardzo się wstydzę.
-Niech Ci będzie ale jeszcze do tego wrócimy. Kiedy ostatnio płakałaś i dlaczego?
-Nie pamiętam.
-Kłamiesz. Tobie marszczy się czoło gdy to robisz.
-Teraz to już sobie nie wymyślasz.
-Skąd wiesz?
-Bo naprawdę marszczy Ci się nos - zaśmiała się pstrykając mnie w niego
Wtuliła się w moje ramię i oboje postanowiliśmy uciąć sobie małą drzemkę.


Gdy otworzyłam oczy było już ciemno. Nasza mała drzemka zmieniła się w kilkugodzinny sen, nie wiem czy to ze zmęczenia przez to co działo się ostatnimi czasy czy też po prostu lubiliśmy być blisko siebie. A w każdym razie ja to lubiłam. Poczułam na karku jego ciepły oddech i mimowolnie uśmiechnęłam się szeroko. Zbliżył się dotykając ustami mojej skóry. Niby nic takiego ale momentalnie zrobiło mi się gorąco. Złożył pocałunek na mojej szyi a dłoń położył na moim brzuchu.
-Z czego się tak cieszysz? - usłyszałam po przeciwnej stronie.
I cały ten nastrój diabli wzięli.
-Matt czemu nie spisz?
-Bo to mały podły wredny gnojek - mruknął Dom tak cicho, że tylko ja go słyszałam.
-Jestem głodny - westchnął
Sama też miałam ochotę coś zjeść, ale nasza lodówka od dawna zawierała tylko prawie pusty słoiczek musztardy i bezalkoholowe piwo którego nikt nie chciał tknąć.
Ubłagaliśmy kierowcę, żeby zatrzymał się na najbliższej stacji benzynowej.  Oczywiście gdy przyszło co do czego oni tylko przekrzykiwali się nawzajem mówiąc co mam im kupić.  W ostateczności tylko Matt poszedł ze mną, bo stwierdził, że woli mnie przypilnować.
-Myślisz, że coś podejrzewa? - zapytał gdy wchodziliśmy do środka.
-O czym mówisz?
-O Domie - odparł przewracając oczami.
-Chyba nie. Chociaż pewnie i tak nie domyśli się niczego. Co najwyżej obrazi się na mnie - uśmiechnęłam się pod nosem przypominając sobie jego zachowanie z przed kilku godzin.
-Nawet mu odrobinę zazdroszczę.
-Czego?
-Żaden facet tego nie przyzna, ale każdy chciałby żeby jego dziewczyna napisała dla niego piosenkę.
-Jeszcze nic nie napisałam - zawstydzona odwróciłam się w stronę stojaka z chipsami i wrzuciłam do koszyka kilka paczek.
-Powinnaś przejść na dietę.
-Powinieneś się zamknąć.
-Nie wściekaj się. Któregoś dnia zostaniesz matką i musisz dbać o siebie - wytłumaczył się szybko.
-Może i tak. Nie nastąpi to jednak teraz ani w najbliższej przyszłości. Skąd u Ciebie takie zainteresowanie moim potomstwem?
-Sam nie wiem. Chris ma zostać ojcem więc może i na was przyjdzie czas.
-Chris i Kelly znają się niemal całe życie i to nic dziwnego, że zostaną rodzicami. Ja i Howard to zupełnie inna bajka. Znamy się od kilku miesięcy i mogę śmiało powiedzieć, że była to dość burzliwa znajomość. Zresztą byłabym okropną matką, nie wspominając już o tym, że nie wiem jak wyglądałby nasz związek w normalnych warunkach.
-Kochasz go? - wypalił przyglądając mi się. Był całkiem poważny a jego spojrzenie mogło wręcz wywiercić dziurę w mojej głowie.
-To nie czas i miejsce na takie rozmowy.
-Tak czy nie?
-Tak - przyznałam czując rosnącą gulę w moim gardle.
-Więc w czym problem?
-Nie rozumiesz tego.
-Nie, ale chciałbym.
-Matt a co jeśli nie jestem dla niego wystarczająco dobra?
-Znowu zaczynasz? - westchnął
-Podsłuchiwałeś?!
-Jasne, że tak. Muszę być na bieżąco.
-Ale z Ciebie dupek - uśmiechnęłam się
-Chodź, ugotujemy im coś dobrego.
-Ty będziesz gotował, ja tylko popatrzę - odetchnęłam z ulgą gdy ta rozmowa się zakończyła.
 Pół godziny później byliśmy już w naszej kuchni. On coś zawzięcie mieszał a ja siedziałam na blacie, machałam nogami i popijałam białe wino. Roznoszący się wszędzie zapach zapiekanki przyciągnął do nas Dominica.
-Co wy robicie? Dlaczego płaczesz?
-To przez Matta.
-Co on Ci zrobił?
-Kazał pokroić cebulę.
-Chyba będę musiał Cię nauczyć gotować kilka potraw - Matt mrugnął do mnie uśmiechając się szeroko.
-Strasznie dużo w tym czosnku - mruknął perkusista przeżuwając kolejny kęs.
-Zabieg celowy. Przynajmniej się wyśpię bez obawy że znowu zaczniecie się zabawiać. No co? Przecież żartowałem - Matt wrzucił brudne naczynia do zlewu robiąc przy tym taki hałas, że obudził Toma i Chrisa. Oboje szybko mu wybaczyli widząc co ugotował. Siedzieliśmy tam do późnej nocy chwaląc kulinarne talenty Matta.
Kiedy oni zabrali się do łóżek ja wciąż siedziałam w salonie. Te podróże całkiem mnie rozregulowały i nie mogłam dojść do siebie.  Pracowałam więc na swoim laptopie. Założyłam słuchawki na uszy i zapomniałam o całym świecie. Czułam się nieco dziwnie oglądając ich na scenie. Chris zazwyczaj małomówny i spokojny zamieniał się w rasowego rockmena. Matt był jak huragan którego nie można było powstrzymać. A jeśli chodzi o Dominica to cóż mogę powiedzieć? Siedział na tym swoim cudownym tyłku z nogami schowanymi za bębnami. Wymachiwał rękoma jak opętany i machał głową na wszystkie strony szeroko się uśmiechając. Po jakimś czasie przyłapałam się na tym, że zamiast pracować gapiłam się na nich jak zakochana małolata. Nie dość, że miałam niebywałe szczęście oglądać ich na koncertach to jeszcze było mi mało.
Następnego dnia zatrzymaliśmy się w małym przydrożnym hoteliku. Bądź co bądź naszemu kierowcy też należało się trochę odpoczynku. Matt zaproponował nawet, że on może poprowadzić autokar ale woleliśmy nie ryzykować własnego życia.
Do najbliższego  sklepu było nieco ponad 5 kilometrów więc naszym jedynym źródłem pożywienia (głównie alkoholowego oczywiście) był mały sklepik spożywczy połączony z kramem z pamiątkami.
Ed od razu położył się spać, chłopaki ruszyli na zakupy a ja urządziłam sobie mały spacer po okolicy który w zasadzie ograniczył się do zabawy ze szczeniakiem właścicielki przed wejściem.
Kiedy mały Fafik uciekł na obiad ja wróciłam do pokoju. Można powiedzieć, że odrobinę zaskoczył  mnie widok który tam zastałam. Chodziło mianowicie o Howarda wdzięczącego się do dużego lustra. Niby nic wielkiego ale miał na sobie strój Spider-mana.
-Yyyy… To ma być jakaś nowa zabawa? Ja będę złoczyńcą a Ty będziesz mnie ścigał?
-Nie taki miałem zamiar, ale rzeczywiście masz całkiem dobry pomysł.
-Nie wiem czy chcę wiedzieć dlaczego to nosisz.
-Chcę w tym wyjść na następnym koncercie. Chociaż trochę za bardzo wpija mi się w tyłek. Może jak będę siedział to nie odczuję tego za bardzo. Co myślisz?
-Myślę, że widać, że zapomniałeś włożyć bieliznę.
-Spider-man też jej nie nosił.
-Bardzo wyzwolony facet - odparłam kładąc się na łóżku.
-Hej, idziecie z nami na obiaaaa... - uciął Chris na widok kolegi po czym wybuchnął głośnym śmiechem.
-Wiem co czujesz - uśmiechnęłam się na widok łez spływających po jego policzkach.
-Przeszkodziłem wam w czymś?
-Chciałabym. Spidey ubieraj się i nie zapomnij założyć gaci - klepnęłam go w pośladek wychodząc.
Mimo całej tej dziwacznej sytuacji cieszyłam się , że udało się rozbawić Chrisa. Ostatnio wciąż chodził oszołomiony wiadomością, że zostanie ojcem.
-On ma w sobie coś z geja - Matt parsknął śmiechem widząc Doma.
-Wielkie dzięki.
-Nie mówię, że wykorzystuje Cię jako przykrywkę, ale przyznaj sama.
-Nie mam zamiaru dyskutować  o tym akurat z Tobą.
-Ale dlaczego nie?
-Bo Ty jesteś jego drugą połówką.
-Chciałby. A zresztą dlaczego Ty mogłaś mu to cały czas wytykać a ja nie?
-Bo to nie ty czytałeś Belldomowe opowiadania.
-W takim razie mi je pokaż.
-Nie jestem pewna czy to dobry pomysł.
-Ale to może być całkiem zabawne - zauważył Tom.
-Chyba, że mu się spodoba i będzie chciał sam spróbować.
Kiedy wróciliśmy s obiadu pokazałam mu te fanficki. Usiadł w kącie i czytanie go zupełnie pochłonęło. Co jakiś czas komentował tylko pod nosem kolejne fragmenty ale nikt z nas go nie zrozumiał.
-To jedno wielkie kłamstwo - krzyknął oburzony gdy skończył.
-To tylko czyjeś opowiadanie, przecież…
-Nie mówię o tym. Tylko, że jeżeli mielibyśmy się zaręczyć to on oświadczyłby się mnie a nie ja jemu! - krzyknął
-Serio? Tylko tym się przejąłeś?
-A czym jeszcze miałbym się przejąć?
-On jest stuknięty - westchnęłam.
-A wiesz skąd wziął się  zwrot „Plug In baby”?-szepnął Chris schylając się nade mną.
-Nie, skąd?
-No właśnie nawet on sam tego nie wie.
-Przestaniecie się ze mnie śmiać? - odparł rzucając nam wściekłe spojrzenie.
-Raczej nie.


-Co tu się wczoraj działo? - Tom podniósł się z podłogi gdzie leżał przytulony do nogi od stołu.
-Ty i tych dwóch zaczęłiście pić a później ten większy zorganizował wielkiego skręta - Alex wskazała na Bellamy’ego i Wolstenholme’a przytulonych do siebie na kanapie.
-A wy?
-Pomagała mi zdjąć strój Spider-mana - Dom uśmiechnął się
-Ty go miałeś na sobie cały wieczór?
-Oczywiście, że tak.
-Trochę nas poniosło.
-Ciebie to akurat wyniesiono bo nie byłeś w stanie ustać na nogach.
-Och - Tom potarł dłonią zbolałą głowę.
-Za kilka godzin będziemy na miejscu.
-To obudźcie mnie jak dojedziemy - Kirk wrócił do przytulania stołu.
-Dziwnie tak być trzeźwym, tym bardziej widząc ich w takim stanie.
-Nie narzekaj Howard. Dossałeś się wczoraj do tego blanta jakby od tego zależało twoje życie.
-A Ty wyrwałaś mi go z rąk.
-Bóg kazał się dzielić skarbie - pocałowała go w policzek ciągnąc do łazienki.
-Co my tu właściwie robimy?
-Korzystamy z tego, że wszyscy śpią.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz