Kiedy się obudziłem Alex nie było
przy mnie. Zdążyłem się już przyzwyczaić do jej widoku po przebudzeniu, więc
dziwnie się bez niej czułem.
Usłyszałem jej śmiech dochodzący z
naszego mini salonu.
Podszedłem tam cicho i usłyszałem
jak rozmawia o czymś z Mattem. Nie słyszałem co mówią, i zacząłem się obawiać
że coś knują.
-Co
robicie? - spytałem a mój widok ich speszył.
-Eee, uczę
ją grać - odparł szybko, wskazując na keyboard który miał na kolanach.
-No to
powodzenia - prychnąłem wychodząc.
Dobrze wiedziałem, że akurat w tym
kierunku zdolności jej nie brakuje. Oświeciło mnie chwilę później, że mnie
okłamali. Bo niby po co miałby ją uczyć grać skoro jest niemal tak dobra jak
on. Kiedy wróciłem śmiali się i cały czas mówili szeptem. Gdy tylko mnie
zauważyli spoważnieli zrobili się strasznie sztywni.
-Nie będę
wam już przeszkadzać - rzuciłem na odchodnym.
To chyba jasne, że byłem zły.
Zwłaszcza, że jak ta dwójka wchodzi ze sobą w komitywę to kończy się tragedią.
Najczęściej dla mnie.
Położyłem się na łóżku licząc na
odrobinę snu ale nie minęła minuta kiedy poczułem łaskotanie na stopie.
Podciągnąłem je do góry i obróciłem się twarzą do ściany. Ktoś wgramolił mi się
do łóżka i miałem nadzieję, że była to Alex. Ciężko się jednak ruszyć leżąc we
dwójkę w tej klitce. Przytuliła się do
moich pleców a jej dłoń spoczęła na mojej klatce piersiowej.
-Nie
jesteście zajęci? - burknąłem pod nosem.
-Słodki
jesteś. Durny, ale słodki - przysunęła twarz do mojego karku uśmiechając się.
-Jakoś nie
jest mi do śmiechu.
-A powinno
być. Wygłupialiśmy się tylko. Ja wolę być z Tobą a on ciągle gada o Vicky, nie
wściekaj się.
-Nie
wściekam - skłamałem.
-Tak,
jasne. Nie umiesz nawet kłamać. Zawsze gdy to robisz marszczy Ci się nos.
-Wcale nie
-Wcale tak
- jej ręka powędrowała do moich włosów które z dnia na dzień wyglądały coraz
gorzej.
-Obcinamy?
- spytała
-Już chyba
najwyższy czas - przyznałem próbując się odwrócić. Nieźle się przy tym
poobijałem, ale jakimś cudem się udało. Ona znów zamilkła na dłuższą chwilę.
-Nie lubię
kiedy jesteś taka skryta - wyznałem
-Dom,
wiesz o mnie więcej niż ktokolwiek inny.
-A i tak
ma wrażenie, że to za mało.
-Więc co
chcesz jeszcze wiedzieć.
-Wszystko.
Opowiedz mi coś
-Nie
jestem w tym dobra.
-To może
zaczniemy od tego co robiliście z Mattem?
-Tego Ci
nie powiem. Za bardzo się wstydzę.
-Niech Ci
będzie ale jeszcze do tego wrócimy. Kiedy ostatnio płakałaś i dlaczego?
-Nie
pamiętam.
-Kłamiesz.
Tobie marszczy się czoło gdy to robisz.
-Teraz to
już sobie nie wymyślasz.
-Skąd
wiesz?
-Bo naprawdę
marszczy Ci się nos - zaśmiała się pstrykając mnie w niego
Wtuliła się w moje ramię i oboje
postanowiliśmy uciąć sobie małą drzemkę.
Gdy otworzyłam oczy było już
ciemno. Nasza mała drzemka zmieniła się w kilkugodzinny sen, nie wiem czy to ze
zmęczenia przez to co działo się ostatnimi czasy czy też po prostu lubiliśmy
być blisko siebie. A w każdym razie ja to lubiłam. Poczułam na karku jego
ciepły oddech i mimowolnie uśmiechnęłam się szeroko. Zbliżył się dotykając ustami
mojej skóry. Niby nic takiego ale momentalnie zrobiło mi się gorąco. Złożył
pocałunek na mojej szyi a dłoń położył na moim brzuchu.
-Z czego
się tak cieszysz? - usłyszałam po przeciwnej stronie.
I cały ten nastrój diabli wzięli.
-Matt
czemu nie spisz?
-Bo to
mały podły wredny gnojek - mruknął Dom tak cicho, że tylko ja go słyszałam.
-Jestem
głodny - westchnął
Sama też miałam ochotę coś zjeść,
ale nasza lodówka od dawna zawierała tylko prawie pusty słoiczek musztardy i
bezalkoholowe piwo którego nikt nie chciał tknąć.
Ubłagaliśmy kierowcę, żeby
zatrzymał się na najbliższej stacji benzynowej.
Oczywiście gdy przyszło co do czego oni tylko przekrzykiwali się
nawzajem mówiąc co mam im kupić. W
ostateczności tylko Matt poszedł ze mną, bo stwierdził, że woli mnie
przypilnować.
-Myślisz,
że coś podejrzewa? - zapytał gdy wchodziliśmy do środka.
-O czym
mówisz?
-O Domie -
odparł przewracając oczami.
-Chyba
nie. Chociaż pewnie i tak nie domyśli się niczego. Co najwyżej obrazi się na
mnie - uśmiechnęłam się pod nosem przypominając sobie jego zachowanie z przed
kilku godzin.
-Nawet mu
odrobinę zazdroszczę.
-Czego?
-Żaden
facet tego nie przyzna, ale każdy chciałby żeby jego dziewczyna napisała dla
niego piosenkę.
-Jeszcze
nic nie napisałam - zawstydzona odwróciłam się w stronę stojaka z chipsami i
wrzuciłam do koszyka kilka paczek.
-Powinnaś
przejść na dietę.
-Powinieneś
się zamknąć.
-Nie
wściekaj się. Któregoś dnia zostaniesz matką i musisz dbać o siebie - wytłumaczył
się szybko.
-Może i
tak. Nie nastąpi to jednak teraz ani w najbliższej przyszłości. Skąd u Ciebie
takie zainteresowanie moim potomstwem?
-Sam nie
wiem. Chris ma zostać ojcem więc może i na was przyjdzie czas.
-Chris i
Kelly znają się niemal całe życie i to nic dziwnego, że zostaną rodzicami. Ja i
Howard to zupełnie inna bajka. Znamy się od kilku miesięcy i mogę śmiało
powiedzieć, że była to dość burzliwa znajomość. Zresztą byłabym okropną matką,
nie wspominając już o tym, że nie wiem jak wyglądałby nasz związek w normalnych
warunkach.
-Kochasz
go? - wypalił przyglądając mi się. Był całkiem poważny a jego spojrzenie mogło
wręcz wywiercić dziurę w mojej głowie.
-To nie
czas i miejsce na takie rozmowy.
-Tak czy
nie?
-Tak - przyznałam
czując rosnącą gulę w moim gardle.
-Więc w
czym problem?
-Nie
rozumiesz tego.
-Nie, ale
chciałbym.
-Matt a co
jeśli nie jestem dla niego wystarczająco dobra?
-Znowu
zaczynasz? - westchnął
-Podsłuchiwałeś?!
-Jasne, że
tak. Muszę być na bieżąco.
-Ale z
Ciebie dupek - uśmiechnęłam się
-Chodź,
ugotujemy im coś dobrego.
-Ty
będziesz gotował, ja tylko popatrzę - odetchnęłam z ulgą gdy ta rozmowa się
zakończyła.
Pół godziny później byliśmy już w naszej
kuchni. On coś zawzięcie mieszał a ja siedziałam na blacie, machałam nogami i
popijałam białe wino. Roznoszący się wszędzie zapach zapiekanki przyciągnął do
nas Dominica.
-Co wy
robicie? Dlaczego płaczesz?
-To przez
Matta.
-Co on Ci
zrobił?
-Kazał
pokroić cebulę.
-Chyba
będę musiał Cię nauczyć gotować kilka potraw - Matt mrugnął do mnie uśmiechając
się szeroko.
-Strasznie
dużo w tym czosnku - mruknął perkusista przeżuwając kolejny kęs.
-Zabieg
celowy. Przynajmniej się wyśpię bez obawy że znowu zaczniecie się zabawiać. No
co? Przecież żartowałem - Matt wrzucił brudne naczynia do zlewu robiąc przy tym
taki hałas, że obudził Toma i Chrisa. Oboje szybko mu wybaczyli widząc co
ugotował. Siedzieliśmy tam do późnej nocy chwaląc kulinarne talenty Matta.
Kiedy oni
zabrali się do łóżek ja wciąż siedziałam w salonie. Te podróże całkiem mnie
rozregulowały i nie mogłam dojść do siebie. Pracowałam więc na swoim laptopie. Założyłam
słuchawki na uszy i zapomniałam o całym świecie. Czułam się nieco dziwnie
oglądając ich na scenie. Chris zazwyczaj małomówny i spokojny zamieniał się w
rasowego rockmena. Matt był jak huragan którego nie można było powstrzymać. A
jeśli chodzi o Dominica to cóż mogę powiedzieć? Siedział na tym swoim cudownym
tyłku z nogami schowanymi za bębnami. Wymachiwał rękoma jak opętany i machał
głową na wszystkie strony szeroko się uśmiechając. Po jakimś czasie przyłapałam
się na tym, że zamiast pracować gapiłam się na nich jak zakochana małolata. Nie
dość, że miałam niebywałe szczęście oglądać ich na koncertach to jeszcze było
mi mało.
Następnego dnia zatrzymaliśmy się
w małym przydrożnym hoteliku. Bądź co bądź naszemu kierowcy też należało się
trochę odpoczynku. Matt zaproponował nawet, że on może poprowadzić autokar ale
woleliśmy nie ryzykować własnego życia.
Do najbliższego sklepu było nieco ponad 5 kilometrów więc
naszym jedynym źródłem pożywienia (głównie alkoholowego oczywiście) był mały
sklepik spożywczy połączony z kramem z pamiątkami.
Ed od razu położył się spać,
chłopaki ruszyli na zakupy a ja urządziłam sobie mały spacer po okolicy który w
zasadzie ograniczył się do zabawy ze szczeniakiem właścicielki przed wejściem.
Kiedy mały Fafik uciekł na obiad
ja wróciłam do pokoju. Można powiedzieć, że odrobinę zaskoczył mnie widok który tam zastałam. Chodziło
mianowicie o Howarda wdzięczącego się do dużego lustra. Niby nic wielkiego ale miał
na sobie strój Spider-mana.
-Yyyy… To
ma być jakaś nowa zabawa? Ja będę złoczyńcą a Ty będziesz mnie ścigał?
-Nie taki
miałem zamiar, ale rzeczywiście masz całkiem dobry pomysł.
-Nie wiem
czy chcę wiedzieć dlaczego to nosisz.
-Chcę w
tym wyjść na następnym koncercie. Chociaż trochę za bardzo wpija mi się w
tyłek. Może jak będę siedział to nie odczuję tego za bardzo. Co myślisz?
-Myślę, że
widać, że zapomniałeś włożyć bieliznę.
-Spider-man
też jej nie nosił.
-Bardzo
wyzwolony facet - odparłam kładąc się na łóżku.
-Hej,
idziecie z nami na obiaaaa... - uciął Chris na widok kolegi po czym wybuchnął
głośnym śmiechem.
-Wiem co czujesz
- uśmiechnęłam się na widok łez spływających po jego policzkach.
-Przeszkodziłem
wam w czymś?
-Chciałabym.
Spidey ubieraj się i nie zapomnij założyć gaci - klepnęłam go w pośladek
wychodząc.
Mimo całej tej dziwacznej sytuacji
cieszyłam się , że udało się rozbawić Chrisa. Ostatnio wciąż chodził
oszołomiony wiadomością, że zostanie ojcem.
-On ma w
sobie coś z geja - Matt parsknął śmiechem widząc Doma.
-Wielkie
dzięki.
-Nie
mówię, że wykorzystuje Cię jako przykrywkę, ale przyznaj sama.
-Nie mam
zamiaru dyskutować o tym akurat z Tobą.
-Ale
dlaczego nie?
-Bo Ty
jesteś jego drugą połówką.
-Chciałby.
A zresztą dlaczego Ty mogłaś mu to cały czas wytykać a ja nie?
-Bo to nie
ty czytałeś Belldomowe opowiadania.
-W takim
razie mi je pokaż.
-Nie jestem
pewna czy to dobry pomysł.
-Ale to
może być całkiem zabawne - zauważył Tom.
-Chyba, że
mu się spodoba i będzie chciał sam spróbować.
Kiedy wróciliśmy s obiadu
pokazałam mu te fanficki. Usiadł w kącie i czytanie go zupełnie pochłonęło. Co
jakiś czas komentował tylko pod nosem kolejne fragmenty ale nikt z nas go nie
zrozumiał.
-To jedno
wielkie kłamstwo - krzyknął oburzony gdy skończył.
-To tylko
czyjeś opowiadanie, przecież…
-Nie mówię
o tym. Tylko, że jeżeli mielibyśmy się zaręczyć to on oświadczyłby się mnie a
nie ja jemu! - krzyknął
-Serio?
Tylko tym się przejąłeś?
-A czym
jeszcze miałbym się przejąć?
-On jest
stuknięty - westchnęłam.
-A wiesz
skąd wziął się zwrot „Plug In
baby”?-szepnął Chris schylając się nade mną.
-Nie,
skąd?
-No
właśnie nawet on sam tego nie wie.
-Przestaniecie
się ze mnie śmiać? - odparł rzucając nam wściekłe spojrzenie.
-Raczej
nie.
-Co tu się
wczoraj działo? - Tom podniósł się z podłogi gdzie leżał przytulony do nogi od
stołu.
-Ty i tych
dwóch zaczęłiście pić a później ten większy zorganizował wielkiego skręta - Alex
wskazała na Bellamy’ego i Wolstenholme’a przytulonych do siebie na kanapie.
-A wy?
-Pomagała
mi zdjąć strój Spider-mana - Dom uśmiechnął się
-Ty go
miałeś na sobie cały wieczór?
-Oczywiście,
że tak.
-Trochę
nas poniosło.
-Ciebie to
akurat wyniesiono bo nie byłeś w stanie ustać na nogach.
-Och - Tom
potarł dłonią zbolałą głowę.
-Za kilka
godzin będziemy na miejscu.
-To
obudźcie mnie jak dojedziemy - Kirk wrócił do przytulania stołu.
-Dziwnie
tak być trzeźwym, tym bardziej widząc ich w takim stanie.
-Nie
narzekaj Howard. Dossałeś się wczoraj do tego blanta jakby od tego zależało
twoje życie.
-A Ty
wyrwałaś mi go z rąk.
-Bóg kazał
się dzielić skarbie - pocałowała go w policzek ciągnąc do łazienki.
-Co my tu
właściwie robimy?
-Korzystamy
z tego, że wszyscy śpią.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz