piątek, 12 grudnia 2014

53. Please don't walk away, promise me you'll stay. Now i'm breathing.

-Nigdzie ich nie ma.
-Ochroniarz mówił, że wyszli dziesięć minut temu - odparł zdyszany Tom.
Byłem nieziemsko wkurwiony na tę dwójkę. Spuściliśmy ich z oczu dosłownie na chwilkę, a oni zniknęli. Mogłem się tego spodziewać. Jedno i drugie to upierdliwe wredoty, które zawsze muszą postawić na swoim.
Chcieli pić dalej?! Proszę bardzo, tylko po cholerę uciekają jak jacyś alkoholicy na odwyku.
Najgorsze jest to, że oboje w tym stanie są nieobliczalni. I to dosłownie.
-Dzwoniłam do hotelu, wrócili tam chwilę temu - Vicky również zaangażowała się w poszukiwania. Chociaż ja na jej miejscu kopnąłbym tego gnojka w tyłek i kazał spadać. Odwieźliśmy ją do jej hotelu i poszliśmy szukać tych psychopatów. Miałem ochotę zrobić im wielką awanturę już od samego wejścia. Niestety nie udało się bo nigdzie ich nie było.
-Jesteś pewny, że wrócili? - spytałem Toma który dzwonił do recepcji.
-Tak, facet mówi, że nie wychodzili i że w takim stanie i tak nie wypuściłby ich stąd.
-Założę się że coś głupiego przyszło im do głowy i biegają po hotelu. Znając Matta, będziemy mieli przez to spory problem.
-Myślisz, że w końcu zdecyduje się na bieganie z gołym tyłkiem? - zaciekawił się Kirk.
-Myślę, że Alex byłaby w stanie go podpuścić.
Rozdzieliliśmy się w nadziei, że pójdzie szybciej ale oni jakby zapadli się pod ziemię. Spędziliśmy ponad godzinę na bieganiu po korytarzach. Zaczęliśmy nawet rozważać zaglądanie ludziom do pokoi ale uznaliśmy, że lepiej nie ryzykować.
-Mam tylko nadzieję, że nie wpadło im do głowy skakanie z dachu czy coś równie głupiego - westchnął Chris zmęczony poszukiwaniami.
-Dach, no jasne-powiedziałem do siebie i popędziłem na górę. Nie wiedząc czemu oboje mieli słabość do dachów.
Leżeli na samym środku przykryci kocem, przytuleni do siebie. A raczej Matt przytulony do niej jak małe dziecko. Poczułem ukłucie zazdrości gdzieś w środku. Tom i Chris dołączyli do mnie kilka sekund później.
-No bez przesady - Wolstenholme przewrócił oczami - Bellamy podnoś dupsko i natychmiast wracaj do łóżka - krzyknął przez co poderwali się do pozycji siedzącej. Z pod koca wytoczyły się dwie butelki z piwem i jedna z wódką.
-Mamo nie chciałem, oni mi dolali do soku. Przysięgam, że to nie moja wina - mamrotał Matt.
-Idziesz ze mną pijaczyno - Chris podciągnął go do góry za ubranie i odholował do pokoju.
-Pomóc Ci z nią? - spytał Tom
-Nie, poradzę sobie - zapewniłem go więc wyszedł.
Patrzyłem na nią zastanawiając się co zrobić.  Wyglądała jak kupka nieszczęścia. Na dodatek chyba nie bardzo wiedziała cos się dzieje.
-Zadowolona z siebie? - ukucnąłem naprzeciwko.
-Niedobrze mi - wzrok miała mętny a twarz bladą.
-I bardzo dobrze. Szukaliśmy was wszędzie a wy piliście sobie tutaj jakby nigdy nic.
-Nie krzycz, głowa mnie boli - marudziła.
-Prosiłem Cię, żebyś przestała pić, ale Ty wolałaś postawić na swoim. Zawsze musisz. Nie możesz chociaż raz na jakiś czas posłuchać tego co się do Ciebie mówi? Zaczynam się zastanawiać czy nie powinnaś opamiętać się z alkoholem. Pijesz więcej niż my trzej razem wzięci.
-Wiem, dotarło. Więcej nie będę, tylko zrób coś żeby świat przestał się kręcić.
-Obyś sobie na długo to zapamiętała. Nie chciałbym znów Cię widzieć w takim stanie. Po prostu nie pij więcej - poprosiłem pomagając jej wstać. Sukienka była brudna, ale na szczęście cała.
-Zimno - powiedziała do mojego ramienia.
-Jakoś nie narzekałaś chwilę temu, gdy spałaś z Mattem przyklejonym u boku.
-On jest jak chodząca kostka lodu.
-Wiem coś o tym - mruknąłem ponuro.
-Jesteś taki śliczny - uśmiechnęła się do mnie i zaraz po tym zwymiotowała mi na buty.
Nie odzywałem się więcej, bądź co bądź trochę zdenerwowany całą tą sytuacją. Buty były nowe, ale głównie chodziło mi o to, że zaczynała tracić nad sobą kontrolę.  Zwłaszcza gdy w grę wchodził alkohol.
Pomogłem jej się rozebrać i umyć, a gdy kładłem ją do łóżka wydawała się być odrobinę trzeźwiejsza.
-Jesteś na mnie obrażony?
-Nie jestem obrażony, jest mi tylko cholernie przykro. Śpij - przykryłem ją kołdrą i wyszedłem.
-Przepraszam Dom - wychrypiała ale nawet się nie odwróciłem.
Byłem zmęczony i marzyłem tylko o tym, żeby położyć się spać.
Kiedy się obudziłem wciąż byłem w kiepskim nastroju. Poszedłem zobaczyć jak ona się czuje. Miałem wątpliwości czy w ogóle ją tam zastanę. Leżała w łóżku przytulona do poduszki. Powieki miała zapuchnięte, najwyraźniej długo płakała. Poczułem wyrzuty sumienia, że ją tak zostawiłem.
Usiadłem na brzegu łóżka i zacząłem gładzić ją po dłoni. Przebudziła się i przyglądała mi się mrużąc oczy.
-Ohh, znowu mam ten sen? Przejdźmy od razu do rzeczy zanim się obudzę co? Muszę się jeszcze zastanowić jak Cię przeprosić - przyciągnęła mnie do siebie i zaczęła całować.
Jeśli teraz się tylko zastanawia to nie mogę się doczekać tych przeprosin
-Czujesz się lepiej?
-Teraz czuję się wspaniale ale jak się obudzę dopadnie mnie koszmarny kac.
Uznałem, że póki co nie ma sensu tłumaczyć jej, że nie śpi więc zaczęliśmy się rozbierać nawzajem.  Nie wiem czy z tęsknoty czy z poczucia winy ale kochaliśmy się jakby to miał być pierwszy i ostatni raz.
-Płakałaś? - spytałem ją przytulony do jej pleców.
-Troszeczkę. Nie chcę się budzić. Jesteś na mnie zły, a nie lubię kiedy się złościsz i robi się tak poważnie.
-Prześpij się jeszcze, a potem pomyślimy - pocałowałem ją w kark i patrzyłem jak zasypia.
Owszem, jestem podły, ale nie mogłem się powstrzymać. Ubrałem się i wróciłem do swojego pokoju. Było jeszcze wcześnie więc też położyłem się spać. Obudziły mnie strzępki rozmowy Alex z Chrisem i Tomem. Przepraszała ich za swoje zachowanie. Ciekaw byłem czy i do mnie przyjdzie. Słyszałem jak podchodzi do drzwi ale nie wchodziła jeszcze przez chwilę.
-Poradzisz sobie - Chris musiał się uśmiechać.
-Dzięki - szepnęła i nacisnęła klamkę.
Usiadła na podłodze obok łóżka i najwidoczniej czekała aż się obudzę. Pół minuty później zaczęła pociągać nosem, znów płakała.
Przeciągnąłem się dla lepszego efektu, westchnąłem i otworzyłem oczy. Szybko przetarła policzki i spuściła zwrot.
-Dlaczego płaczesz?
-Miałam świetny sen.
-Skoro był świetny czemu jesteś smutna?
-Bo się skończył i się obudziłam.
-A co Ci się śniło?
-Ty-szepnęła tak cicho, że ledwie ją było słychać.
Serce mi się krajało gdy siedziała tak z podkulonymi nogami.
-Jeżeli chodzi o wczoraj… - zacząłem ale mi przerwała.
-Zachowałam się jak ostatnia kretynka. Szczerze mówiąc dziwię się, że jeszcze nie przywykłeś. A jeszcze bardziej się dziwię że wciąż chcesz ze mną być. Sama nie potrafię czasem ze sobą wytrzymać. A przez te ostatnie parę dni byłam zupełnie nieznośna. Pewnie mnie teraz nienawidzisz, i jeżeli chcesz mnie zostawić zrozumiem to - wyrzuciła z siebie jednym tchem.
A ja byłem w szoku.
-Co? - wydusiłem
-Wrócę do domu jeśli chcesz, ale proszę wybacz mi że byłam taką idiotką. Jestem idiotką.
-Jezu, nie - jęknąłem siadając przy niej.
-Ja po prostu…
-Zamknij się kobieto. Nigdzie nie jedziesz jasne?! Nawet o tym nie myśl bo w innym wypadku będę musiał przykuć Cię do łóżka w autobusie.
-Nie, Dom. Posłuchaj mnie. Jesteśmy z dwóch różnych bajek. Ty masz wszystko, genialną pracę, świetnych kumpli i robisz to co kochasz. Możesz mieć każdą dziewczynę. Kogoś lepszego znalazłbyś w godzinę.  A ja? Jestem nikim i nie dorastam Ci do pięt. Czasem myślę czy nie byłoby Ci lepiej beze mnie.
-Lepiej?! Naprawdę tak sądzisz?! Ty w nas w ogóle nie wierzysz prawda?
-Nie, to w siebie nie wierzę - wyznała zalana łzami
-Dlaczego?
-Bo to nie ma sensu.
-Co nie ma sensu? To, że prawie bez przerwy myślę o Tobie? Czy to, że odkąd jesteśmy razem nawet nie pomyślałem, że mógłbym być z kimś innym bo nie potrafię sobie tego wyobrazić? A może to, że gdybym pozwolił Ci wyjechać to równie dobrze mogłabyś wyrwać mi duszę i zabrać ze sobą? Czy Ty tego nie rozumiesz?
-Ale Dom…
-Żaden Dom. Chcesz być ze mną czy nie?
-Chcę, chyba nawet za bardzo.
-Boisz się, że któregoś dnia mi się po prostu odwidzisz? - spytałem ale mi nie odpowiedziała.
Dla mnie stało się oczywiste co miała na myśli. Nigdy nie byłem święty. Zdradziłem kilka dziewczyn, ale żadna nie była nią.
-Przepraszam - dopiero teraz zauważyłem, że cały czas przygryzała dolną wargę.
-Ja pierdolę - wstałem i zacząłem krążyć po pokoju.
-Nie chciałam Cię zdenerwować.
-Więc skończ pieprzyć, że nie jestem dla Ciebie - krzyknąłem co ją tylko przestraszyło.
Świetnie, jeszcze tego mi brakowało. Wbiła wzrok w podłogę i milczała.
-Dla mnie temat jest skończony. Jeżeli jeszcze raz usłyszę, że masz choćby najmniejsze wątpliwości to pójdę skoczyć z dachu jasne. A teraz twój facet, owszem twój i pogódź się z tym, zamierza powtórzyć ten sen. Nie wiem czy Ci wspominałem ale wcale Ci się to nie śniło.
-Co? - zamrugała robiąc się coraz bardziej czerwona na twarzy.
-Powiedziałem do wyrka kobieto - podniosłem ją stamtąd gdy parsknęła śmiechem.
-Jasne Blondi.
-Lubię jak się uśmiechasz i też nie lubię gdy robi się tak poważnie.
-Błagam, nie przypominaj mi.
-Za chwilę Ci przypomnę i to bardzo dokładnie.
-Jesteś okropny - mruknęła zarzucając mi ręce na szyję.
-Jestem Twój. I pamiętaj albo razem albo wcale mała.   

____________________________________________________________________________________

Piosenka w tytule : Duncan James - Breathing

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz