-Nigdzie
ich nie ma.
-Ochroniarz
mówił, że wyszli dziesięć minut temu - odparł zdyszany Tom.
Byłem
nieziemsko wkurwiony na tę dwójkę. Spuściliśmy ich z oczu dosłownie na chwilkę,
a oni zniknęli. Mogłem się tego spodziewać. Jedno i drugie to upierdliwe
wredoty, które zawsze muszą postawić na swoim.
Chcieli
pić dalej?! Proszę bardzo, tylko po cholerę uciekają jak jacyś alkoholicy na
odwyku.
Najgorsze
jest to, że oboje w tym stanie są nieobliczalni. I to dosłownie.
-Dzwoniłam
do hotelu, wrócili tam chwilę temu - Vicky również zaangażowała się w
poszukiwania. Chociaż ja na jej miejscu kopnąłbym tego gnojka w tyłek i kazał
spadać. Odwieźliśmy ją do jej hotelu i poszliśmy szukać tych psychopatów.
Miałem ochotę zrobić im wielką awanturę już od samego wejścia. Niestety nie
udało się bo nigdzie ich nie było.
-Jesteś
pewny, że wrócili? - spytałem Toma który dzwonił do recepcji.
-Tak,
facet mówi, że nie wychodzili i że w takim stanie i tak nie wypuściłby ich
stąd.
-Założę
się że coś głupiego przyszło im do głowy i biegają po hotelu. Znając Matta,
będziemy mieli przez to spory problem.
-Myślisz,
że w końcu zdecyduje się na bieganie z gołym tyłkiem? - zaciekawił się Kirk.
-Myślę,
że Alex byłaby w stanie go podpuścić.
Rozdzieliliśmy
się w nadziei, że pójdzie szybciej ale oni jakby zapadli się pod ziemię.
Spędziliśmy ponad godzinę na bieganiu po korytarzach. Zaczęliśmy nawet rozważać
zaglądanie ludziom do pokoi ale uznaliśmy, że lepiej nie ryzykować.
-Mam
tylko nadzieję, że nie wpadło im do głowy skakanie z dachu czy coś równie
głupiego - westchnął Chris zmęczony poszukiwaniami.
-Dach,
no jasne-powiedziałem do siebie i popędziłem na górę. Nie wiedząc czemu oboje
mieli słabość do dachów.
Leżeli
na samym środku przykryci kocem, przytuleni do siebie. A raczej Matt przytulony
do niej jak małe dziecko. Poczułem ukłucie zazdrości gdzieś w środku. Tom i
Chris dołączyli do mnie kilka sekund później.
-No
bez przesady - Wolstenholme przewrócił oczami - Bellamy podnoś dupsko i
natychmiast wracaj do łóżka - krzyknął przez co poderwali się do pozycji
siedzącej. Z pod koca wytoczyły się dwie butelki z piwem i jedna z wódką.
-Mamo
nie chciałem, oni mi dolali do soku. Przysięgam, że to nie moja wina - mamrotał
Matt.
-Idziesz
ze mną pijaczyno - Chris podciągnął go do góry za ubranie i odholował do
pokoju.
-Pomóc
Ci z nią? - spytał Tom
-Nie,
poradzę sobie - zapewniłem go więc wyszedł.
Patrzyłem
na nią zastanawiając się co zrobić.
Wyglądała jak kupka nieszczęścia. Na dodatek chyba nie bardzo wiedziała
cos się dzieje.
-Zadowolona
z siebie? - ukucnąłem naprzeciwko.
-Niedobrze
mi - wzrok miała mętny a twarz bladą.
-I
bardzo dobrze. Szukaliśmy was wszędzie a wy piliście sobie tutaj jakby nigdy
nic.
-Nie
krzycz, głowa mnie boli - marudziła.
-Prosiłem
Cię, żebyś przestała pić, ale Ty wolałaś postawić na swoim. Zawsze musisz. Nie
możesz chociaż raz na jakiś czas posłuchać tego co się do Ciebie mówi? Zaczynam
się zastanawiać czy nie powinnaś opamiętać się z alkoholem. Pijesz więcej niż
my trzej razem wzięci.
-Wiem,
dotarło. Więcej nie będę, tylko zrób coś żeby świat przestał się kręcić.
-Obyś
sobie na długo to zapamiętała. Nie chciałbym znów Cię widzieć w takim stanie.
Po prostu nie pij więcej - poprosiłem pomagając jej wstać. Sukienka była
brudna, ale na szczęście cała.
-Zimno
- powiedziała do mojego ramienia.
-Jakoś
nie narzekałaś chwilę temu, gdy spałaś z Mattem przyklejonym u boku.
-On
jest jak chodząca kostka lodu.
-Wiem
coś o tym - mruknąłem ponuro.
-Jesteś
taki śliczny - uśmiechnęła się do mnie i zaraz po tym zwymiotowała mi na buty.
Nie
odzywałem się więcej, bądź co bądź trochę zdenerwowany całą tą sytuacją. Buty
były nowe, ale głównie chodziło mi o to, że zaczynała tracić nad sobą kontrolę.
Zwłaszcza gdy w grę wchodził alkohol.
Pomogłem
jej się rozebrać i umyć, a gdy kładłem ją do łóżka wydawała się być odrobinę
trzeźwiejsza.
-Jesteś
na mnie obrażony?
-Nie
jestem obrażony, jest mi tylko cholernie przykro. Śpij - przykryłem ją kołdrą i
wyszedłem.
-Przepraszam
Dom - wychrypiała ale nawet się nie odwróciłem.
Byłem
zmęczony i marzyłem tylko o tym, żeby położyć się spać.
Kiedy się
obudziłem wciąż byłem w kiepskim nastroju. Poszedłem zobaczyć jak ona się
czuje. Miałem wątpliwości czy w ogóle ją tam zastanę. Leżała w łóżku przytulona
do poduszki. Powieki miała zapuchnięte, najwyraźniej długo płakała. Poczułem
wyrzuty sumienia, że ją tak zostawiłem.
Usiadłem
na brzegu łóżka i zacząłem gładzić ją po dłoni. Przebudziła się i przyglądała
mi się mrużąc oczy.
-Ohh,
znowu mam ten sen? Przejdźmy od razu do rzeczy zanim się obudzę co? Muszę się
jeszcze zastanowić jak Cię przeprosić - przyciągnęła mnie do siebie i zaczęła
całować.
Jeśli
teraz się tylko zastanawia to nie mogę się doczekać tych przeprosin
-Czujesz
się lepiej?
-Teraz
czuję się wspaniale ale jak się obudzę dopadnie mnie koszmarny kac.
Uznałem,
że póki co nie ma sensu tłumaczyć jej, że nie śpi więc zaczęliśmy się rozbierać
nawzajem. Nie wiem czy z tęsknoty czy z
poczucia winy ale kochaliśmy się jakby to miał być pierwszy i ostatni raz.
-Płakałaś?
- spytałem ją przytulony do jej pleców.
-Troszeczkę.
Nie chcę się budzić. Jesteś na mnie zły, a nie lubię kiedy się złościsz i robi
się tak poważnie.
-Prześpij
się jeszcze, a potem pomyślimy - pocałowałem ją w kark i patrzyłem jak zasypia.
Owszem,
jestem podły, ale nie mogłem się powstrzymać. Ubrałem się i wróciłem do swojego
pokoju. Było jeszcze wcześnie więc też położyłem się spać. Obudziły mnie
strzępki rozmowy Alex z Chrisem i Tomem. Przepraszała ich za swoje zachowanie.
Ciekaw byłem czy i do mnie przyjdzie. Słyszałem jak podchodzi do drzwi ale nie
wchodziła jeszcze przez chwilę.
-Poradzisz
sobie - Chris musiał się uśmiechać.
-Dzięki
- szepnęła i nacisnęła klamkę.
Usiadła
na podłodze obok łóżka i najwidoczniej czekała aż się obudzę. Pół minuty
później zaczęła pociągać nosem, znów płakała.
Przeciągnąłem
się dla lepszego efektu, westchnąłem i otworzyłem oczy. Szybko przetarła
policzki i spuściła zwrot.
-Dlaczego
płaczesz?
-Miałam
świetny sen.
-Skoro
był świetny czemu jesteś smutna?
-Bo
się skończył i się obudziłam.
-A
co Ci się śniło?
-Ty-szepnęła
tak cicho, że ledwie ją było słychać.
Serce mi
się krajało gdy siedziała tak z podkulonymi nogami.
-Jeżeli
chodzi o wczoraj… - zacząłem ale mi przerwała.
-Zachowałam
się jak ostatnia kretynka. Szczerze mówiąc dziwię się, że jeszcze nie
przywykłeś. A jeszcze bardziej się dziwię że wciąż chcesz ze mną być. Sama nie
potrafię czasem ze sobą wytrzymać. A przez te ostatnie parę dni byłam zupełnie
nieznośna. Pewnie mnie teraz nienawidzisz, i jeżeli chcesz mnie zostawić
zrozumiem to - wyrzuciła z siebie jednym tchem.
A ja
byłem w szoku.
-Co?
- wydusiłem
-Wrócę
do domu jeśli chcesz, ale proszę wybacz mi że byłam taką idiotką. Jestem
idiotką.
-Jezu,
nie - jęknąłem siadając przy niej.
-Ja
po prostu…
-Zamknij
się kobieto. Nigdzie nie jedziesz jasne?! Nawet o tym nie myśl bo w innym
wypadku będę musiał przykuć Cię do łóżka w autobusie.
-Nie,
Dom. Posłuchaj mnie. Jesteśmy z dwóch różnych bajek. Ty masz wszystko, genialną
pracę, świetnych kumpli i robisz to co kochasz. Możesz mieć każdą dziewczynę.
Kogoś lepszego znalazłbyś w godzinę. A
ja? Jestem nikim i nie dorastam Ci do pięt. Czasem myślę czy nie byłoby Ci
lepiej beze mnie.
-Lepiej?!
Naprawdę tak sądzisz?! Ty w nas w ogóle nie wierzysz prawda?
-Nie,
to w siebie nie wierzę - wyznała zalana łzami
-Dlaczego?
-Bo
to nie ma sensu.
-Co
nie ma sensu? To, że prawie bez przerwy myślę o Tobie? Czy to, że odkąd
jesteśmy razem nawet nie pomyślałem, że mógłbym być z kimś innym bo nie
potrafię sobie tego wyobrazić? A może to, że gdybym pozwolił Ci wyjechać to
równie dobrze mogłabyś wyrwać mi duszę i zabrać ze sobą? Czy Ty tego nie
rozumiesz?
-Ale
Dom…
-Żaden
Dom. Chcesz być ze mną czy nie?
-Chcę,
chyba nawet za bardzo.
-Boisz
się, że któregoś dnia mi się po prostu odwidzisz? - spytałem ale mi nie
odpowiedziała.
Dla mnie
stało się oczywiste co miała na myśli. Nigdy nie byłem święty. Zdradziłem kilka
dziewczyn, ale żadna nie była nią.
-Przepraszam
- dopiero teraz zauważyłem, że cały czas przygryzała dolną wargę.
-Ja
pierdolę - wstałem i zacząłem krążyć po pokoju.
-Nie
chciałam Cię zdenerwować.
-Więc
skończ pieprzyć, że nie jestem dla Ciebie - krzyknąłem co ją tylko
przestraszyło.
Świetnie,
jeszcze tego mi brakowało. Wbiła wzrok w podłogę i milczała.
-Dla
mnie temat jest skończony. Jeżeli jeszcze raz usłyszę, że masz choćby
najmniejsze wątpliwości to pójdę skoczyć z dachu jasne. A teraz twój facet,
owszem twój i pogódź się z tym, zamierza powtórzyć ten sen. Nie wiem czy Ci
wspominałem ale wcale Ci się to nie śniło.
-Co?
- zamrugała robiąc się coraz bardziej czerwona na twarzy.
-Powiedziałem
do wyrka kobieto - podniosłem ją stamtąd gdy parsknęła śmiechem.
-Jasne
Blondi.
-Lubię
jak się uśmiechasz i też nie lubię gdy robi się tak poważnie.
-Błagam,
nie przypominaj mi.
-Za
chwilę Ci przypomnę i to bardzo dokładnie.
-Jesteś
okropny - mruknęła zarzucając mi ręce na szyję.
-Jestem
Twój. I pamiętaj albo razem albo wcale mała.
____________________________________________________________________________________
Piosenka w tytule : Duncan James - Breathing
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz