-Nie wierzę, że to
zrobiłeś-roześmiał się Bellamy patrząc na mnie
-A co w tym takiego
niezwykłego? Ty to robisz bez przerwy i to z o wiele gorszym efektem. Ja mogę,
bo ładnemu we wszystkim ładnie.
-Hej Blondi, wiesz co to
jest gdy blondynka zmienia kolor włosów? Sztuczna inteligencja-usłyszałem za
plecami i momentalnie się odwróciłem.
Stała w drzwiach
uśmiechnięta od ucha do ucha.
-Wróciłaś!-wykrzyknął
Matt wylewając przy okazji całą szklankę wody którą dotychczas trzymał w ręku.
-Raczej wpadłam w
odwiedziny. Dlaczego przefarbowałeś sobie włosy?-spytała nie mogąc oderwać
wzroku od moich brązowych kosmyków.
-Wkurzało mnie, że wciąż
mówisz do mnie Blondi.
-I tak nie przestanę.
-Cieszę się, że wróciłaś.
-Właściwie to przyszłam
tylko na chwilę do Toma.
-I nie zostaniesz nawet
na obiad?-Matt zrobił smutną minę.
-Może następnym razem.
Gdzie Kirk?
-Jeszcze nie przyszedł. A
skoro nie chcesz zostać na obiad to może chociaż piwa się z nami
napijesz-oznajmił Matt w locie zakładając buty i wyskoczył niczym burza.
-Nie, Matt stój-zawołała
za nim co oczywiście zignorował.
-Tak więc zostaliśmy
sami-oznajmiłem.
Chyba nie była z tego
powodu za bardzo zadowolona. Nie uciekła jednak co wziąłem za dobry znak.
-Zdążyłam
zauważyć-uśmiechnęła się kiwając głową.
-Gdzie się podziewałaś?
-Miałam parę spraw do
załatwienia
-Brakowało nam Ciebie
-Tobie to chyba
najbardziej, zaczęło Ci odbijać-przeczesała moją grzywkę palcami.
-Potrzebowałem małej odmiany.
Rzeczywiście jest tak źle?
-Wyglądasz świetnie
-Naprawdę nam Ciebie
brakowało-przytuliłem ją do siebie.
Liczyłem, że mnie
odepchnie ale ona objęła mnie w pasie.
-Mi też was brakowało.
Ciężko zapomnieć o takiej bandzie. Przyzwyczaiłam się do pobudek o wczesnym
świcie.
-Dzisiaj obudził mnie o 3
w nocy-odsunęłam się od niej i usiedliśmy na kanapie.
-Dlaczego nie chcesz
wrócić?
-Wiedziałeś, że prędzej
czy później się skończy. Zebrałam wszystkie potrzebne materiały i nie jestem
wam dłużej potrzebna.
-Wprost przeciwnie,
bardzo Cię potrzebujemy.
Nie wiem co mnie do tego
popchnęło ale przysunąłem się do niej i pocałowałem. Odwzajemniła pocałunek ale
tylko przez chwilę.
-Nie, przestań-odepchnęła
mnie lekko.
-Przecież jesteśmy
przyjaciółmi, tak?
-Przyjaciele nie robią
takich rzeczy.
-Nie musimy być tylko
przyjaciółmi.
-Lubię Cię Ty dupku.
Proszę nie zepsuj tego-posłała mi uśmiech, a ja poczułem coś dziwnego w
żołądku.
-Powiedziałem Chrisowi,
że jesteś naszą fanką. Mam nadzieję, że nie jesteś zła.
-Kiedy prosiłam, żebyś
nikomu nie mówił chodziło mi raczej o tego małego wrednego kosmitę.
-Mówicie o mnie?-Matt był
przeszczęśliwy ale może to przez cztery sześciopaki piwa które ze sobą
przytargał.
Chwilę później dołączył
do nas Tom i Chris. Urządziliśmy sobie relaksujący wieczorek. Nie minęło dużo
czasu a byliśmy tak pijani, że zaczęły nam przychodzić do głowy dziwne pomysły.
-A chcesz się założyć, że
mam lepszego cela?-Alex trzymała rzutki w rękach
-Jasne, to będzie
ciekawe.
-A o co?
-Jak wygram to pójdziemy
gdzieś tylko we dwoje-szepnąłem jej do ucha.
-A jak przegrasz to
zrobisz striptiz. I to przy wszystkich-pstryknęła mnie w sam czubek nosa.
-Dla Ciebie
wszystko-odparłem stając obok niej
Wycelowaliśmy i
rzuciliśmy jednocześnie. Rzutki wbiły się w nasz cel. Z tym, że ten cel zaczął
skakać i wrzeszczeć. Miotał się przy tym histerycznie, krzycząc, że Zetasy go
atakują. W obu pośladkach tkwiły rzutki idealnie wbite w ich środek. Moja z
lewej, Alex z prawej. Zaczęliśmy się śmiać jak nienormalni, podczas gdy Chris
opatrywał rany naszego wokalisty.
-Jesteście zdrowo
popieprzeni-skomentował wyciągając narzędzie zbrodni z jego tyłka.
-Ale sam przyznaj, że
warto było-parsknąłem śmiechem gdy zabrał nam resztę rzutek.
-No jasne, że tak-szepnął
żeby Matt go nie słyszał.
-A powiesz chociaż kto
celniej trafił?
-Remis-oznajmił biorąc
butelkę.
-A wiesz co to
znaczy?-spojrzałem na nią niewinnie.
-Musimy powtórzyć jak
tylko Chris padnie.
-Nie. Zrobię Ci striptiz
jak będziemy sami.
-Opanuj się Ty perwersie.
-Muszę już iść-westchnął
perkusista szukając buta którego zgubił dwie godziny wcześniej.
Nasza mała imprezka nieco
się przeciągnęła. Byłoby lepiej gdyby Matt z Chrisem nie wyszli po kolejne
cztery sześciopaki.
-Przyjechała moja
taksówka-parę minut później i ja zaczęłam szukać swoich rzeczy.
Najtrudniej było ściągnąć
moja kurtkę z Matta, który spał jak zabity. Nie poczuł nawet, że spadł na
ziemię co wydawało się dość bolesne.
-Nara frajerzy-czknęłam
wychodząc
Tom mi coś odmruknął i
spał dalej.
Zimne powietrze trochę
mnie rozbudziło. Weszłam w alejkę która prowadziła do studia, ktoś mnie
pociągnął, przyparł do ściany i zaczął całować. Normalnie w takiej sytuacji
zabiłabym na miejscu ale te usta poznam wszędzie.
-Cześć
napaleńcu-mruknęłam próbując złapać oddech.
-Myślałem, że nigdy się
Ciebie nie doczekam.
-Skąd pomysł że przyjdę?
-Liczyłem na odrobinę
szczęścia.
-A jesteś pewien, że się
nie przeliczyłeś?-odepchnęłam go od siebie i uniosłam brew
-Powiedz jeśli mam
przestać
-Przestań-odparłam co
trochę go zdziwiło.
Patrzył na mnie zmieszany
nie wiedząc co powiedzieć. Lubiłam gasić tę jego pewność siebie.
-I na co się gapisz?
Idziemy do Ciebie czy masz zamiar tu sterczeć?
-Ohh-westchnął zadowolony
i ponownie rzucił się na mnie
-Do taksówki Blondi, do
taksówki-szepnęłam próbując go nakierować w stronę auta.
Całą drogę do jego
mieszkania staraliśmy się być grzeczni, ale to było trudne, próbował mnie
rozebrać jeszcze w windzie, a po wejściu do środka rzucaliśmy ciuchami gdzie
popadnie.
-Czekaj, stój-przerwałam
gdy w samej bieliźnie przekroczyliśmy próg jego sypialni.
-Prezerwatywy mam w
komodzie przy łóżku.
-Nie o to mi chodzi
-Więc o co-mruczał w moją
szyję którą aktualnie całował.
-Prałeś pościel po
ostatniej panience która tu była?
-Wyrzuciłem, ta jest nowa.
-A w takim razie to ok-popchnęłam
go na łóżko, co musiało mu się spodobać bo wciąż mruczał coś z ogromnym
uśmiechem,
-Chodź tu Blondi-zaśmiałam
się.
-Odniosłem wrażenie, że
podobam Ci się bardziej w ciemnych włosach.
-Nie lubię blondynek co
poradzić-tym razem to ja zaczęłam go całować.
Chciałam, żeby już
przestał gadać i wziął się do roboty.
A kiedy już się wziął
miałam nadzieję, że nigdy nie skończy. Całował tak namiętnie, że mało nie
odleciałam. Jego ręce były dosłownie wszędzie, w dobrym znaczeniu tego słowa. Przyciągnął
mnie do siebie i zaczął wodzić ustami po moim ciele. Przeniósł się na
wgłębienie między piersiami a stamtąd na brzuch. Jego palce wsunęły się za
brzeg mojej bielizny. Przesunęły się na moje pośladki i zaczęły je lekko
ściskać. Znów poczułam jego język w swoich ustach i jęknęłam cicho. To co ze
mną robił przyprawiało mnie o obłęd. Jakby nie chciał przejść dalej tylko mnie
męczyć tymi słodkimi torturami. Od samego jego dotyku niemal dostałam orgazmu.
Nie jestem pewna czy to
przez alkohol czy to w pełni tylko jego zasługa ale w pewnym momencie niemal
nie zemdlałam. Później było już tylko lepiej.
-Nienawidzę Cię-szepnęłam
co go niesamowicie rozbawiło. Przytulił mnie mocno. Oparłam głowę na jego
torsie a on rysował mi jakieś wzorki na plecach.
-Powiedz mi coś
-Co?
-Nie wiem,
cokolwiek-poprosiłam
-Tej nocy po Twoich
urodzinach gdy trafiliśmy do aresztu. Pobiłem się z tym gościem o Ciebie. Powiedział,
że Cię przeleci, ja się wściekłem i jakoś tak wyszło.
-Prawdziwy dżentelmen.
Chociaż nienajlepiej na tym wyszedłeś.
-Teraz twoja kolej.
-To nie fair.
-A czy ktoś kiedyś mówił,
że to będzie fair?
-Wtedy gdy graliśmy w
piłkę, łapałam Cię za tyłek,
-Wiedziałem-roześmiał się
-To twoja wina, ciągle
się przede mną wypinałeś-położyłam dłoń na jego pośladku i go klepnęłam.
Jak zaczął bawić się
moimi włosami poczułam się tak błogo, że niemal natychmiast odpłynęłam. Pocałował
mnie w czoło i również usnął.
Nie pamiętałam już co mi
się śniło, ale obudzenie się w jego ramionach to jedna z najwspanialszych
rzeczy które mi się ostatnio przytrafiły.
-Dzień dobry panno
Ryan-usłyszałam zbudzona pocałunkiem.
-Cześć Blondi.
-Jak nie przestaniesz
mówić do mnie Blondi powiem chłopakom jak masz naprawdę na imię.
-Skąd wiesz?-podniosłam
się na łokciach
-Rozmawiałem z Twoją
mamą.
-Nie odważysz
się-zmrużyłam oczy.
Ciężko było stwierdzić
czy mówi poważnie czy żartuje.
-A chcesz się przekonać?
-Ty podły gnojku-syknęłam
-Mhmm-rzucił się na mnie
jak wariat.
I zaraz po tym drugi raz
pod prysznicem.
-Chcesz mnie
wykończyć?-spytałam gdy leżeliśmy w salonie oglądając jakiś film. On na
przemian całował mnie i masował po plecach.
-Mogę przestać jeśli
chcesz.
-Nawet nie próbuj.
Musieliśmy wyglądać jak
para niewyżytych erotomanów. Tylko czemu mieliśmy to skończyć skoro było tak
fajnie?
-Jesteś głodna?-spytał
splatając swoje palce z moimi
-Może trochę
-To idź zrób obiad
kobieto-rozkazał po czym wybuchnął śmiechem.
-Jeśli któreś z nas pójdzie
do garów to będziesz to Ty-wystawiłam mu język
-Taka jesteś pewna?-w
ułamku sekundy znalazłam się pod nim.
-A chcesz się przekonać
Bl…Howard?-zreflektowałam się widząc jego minę.
-Lepiej uważaj na
słowa-wyszczerzył zęby w cwanym uśmieszku.
-Jesteś najbardziej
złośliwym, stukniętym i pewnym siebie facetem jakiego znam.
-Dzięki za komplement.
W ten sposób kochaliśmy
się po raz kolejny. Tym razem na kanapie, z późniejszym przerzuceniem się na
dywan. –Dzwoni Ci-westchnęłam słysząc jego komórkę.
-Niech dzwoni-powiedział
nie otwierając nawet oczu.
-A jeśli to coś
ważnego?-zegar na komodzie wskazywał 8 rano. Co za kretyn dzwoni o tej porze?!
-Nie, to tylko Matt.
-A to niech
dzwoni-przytuliłam się do niego próbując zasnąć. Jednak ten upierdliwiec nie
dawał za wygraną.
-Odbierz-szturchnęłam go
łokciem na co zareagował serią jęków.
-Czego?! Nie… Nie… Nie… Nie…
Nie… Nie…
Interesujące rozmowa
-Kończ już
-Nie, nie jestem sam. Co
z kim? Z kimś. Nie! Kurwa mać!-rzucił telefon i nakrył głowę poduszką.
-Co się stało? Marsjanie
go zaatakowali i chcą wziąć na badania?
-Chciałbym. On tu jedzie.
-Co proszę?!-podniosłam
się nieco zbyt gwałtownie i zakręciło mi się w głowie.
-Spokojnie, przecież tu
nie wejdzie.
-Jesteś pewien?
-Nie, ale co z tego?
Widział Cię wiele razy
-Ale nie z Tobą.
-Najwyżej się zdziwi.
-Wolałabym, żeby pozostał
w błogiej nieświadomości. Będzie nas zadręczał do końca życia.
-A gdybym tak udawał, że
nie ma mnie w domu?
-Sądzisz, że to go
powstrzyma?
-Nie-przyznał
przecierając twarz
-I tak w końcu wypadałoby
pójść do domu. Siedzę tu od dwóch dni.
-I jak świetnie się
bawisz.
-Czy ja wiem…-odparłam
udając znudzoną
-Mam Cię przekonać?
-Nie, zapomnij-zdzieliłam
go poduszką
-Szkoda-zaczął się powoli
ubierać.
-Grzeczny
chłopiec-poklepałam go po głowie.
Wciąż nie mogłam się
przyzwyczaić. Tyle czasu widziałam go w blondzie a teraz ciemny brąz, niemal
czarny. Chociaż tak uroczo wygląda.
-Mówiłem coś do
Ciebie-naburmuszył się
-Nie marudź, nie ma na to
czasu-pstryknęłam go w czubek nosa.
-Na wszystko mamy czas
-Nie dzisiaj-naciągnęłam
koszulkę tył na przód ale trochę mi się spieszyło.
-Czekaj-przyciągnął mnie
do siebie gdy już wychodziłam.
Przez dłuższą chwilę po
prostu patrzył mi w oczy. Z początku poczułam się odrobinę nieswojo, ale sama
też zatonęłam w jego spojrzeniu. Uśmiechnął się do mnie ciepło co odwzajemniłam
i pocałował mnie. Tym razem jakoś tak inaczej. Nie było aż tak namiętnie jak
wcześniej, tylko czule i delikatnie. To było coś nowego ale spodobało mi się
jeszcze bardziej.
-Dom-westchnęłam z trudem
się od niego odsuwając.
-Lubię jak tak ładnie do
mnie mówisz.
Pocałował mnie raz jeszcze
i wyszłam. Naciągnęłam kaptur na głowę i przemknęłam boczną uliczką żeby
przypadkiem nie spotkać Bellamy’ego.
_____________________________________________________________________________
Piosenka w tytule : Muse - Resistance
Ta dam!
Otóż Panie i Panowie, potrzeba było aż 36 nudnych rozdziałów żeby ta dwójka w końcu poczyniła jakieś kroki.
Wiem, że strasznie to wszystko przedłużałam. Ogarnęłam się już, ale niestety zostało jeszcze kilka rozdziałów do tego momentu. Jeśli o samo pisanie chodzi to mam kilkanaście rozdziałów kolejnych napisanych i zmierzam już ku końcówce. Problem w tym, że nie wiem jak to rozegrać.
Ma być happy end czy nie?
Może mi się uda coś ciekawego wymyślić (ha. ha. ha.)
A tymczasem miłego czytania!
Cheers.
P.S. I albo blogspot szaleje lub też po prostu kłamie albo mam czytelników w Kenii i Rosji. Więc jeśli to prawda to ja się pytam jakim cudem?!!!!!!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz