poniedziałek, 27 stycznia 2014

9. I think it's time to go before I lose control.

Całą frajdę dzisiejszego dnia psuł fakt, że wraca nasza druga Kate Moss. Odniosłam dziwne wrażenie, że Tom na siłę próbuje zawalić mnie robotą. Co chwilę z czymś wyskakiwał. Nie żebym narzekała, bo praca była całkiem niezła tylko bawiła mnie ta cała sytuacja. Po jakimś czasie trochę znudzona zaczęłam snuć się po pokoju. Tym razem to ja usilnie szukałam sobie zajęcia. Wchodząc do salonu zauważyłam, że Matt wciąż jest obrażony. Ignorował nawet piszczącą kulkę przy swojej lewej nodze udając, że strasznie ciekawił go program o ciążach, który leciał w telewizji.
-On chyba chce iść na dwór wiesz-zagadnęłam, lecz on nadal nie reagował.
Zdążyłam się już przyzwyczaić do jego bezustannego gadania, więc musiałam go jakoś zmusić żeby się odezwał. Stanęłam za kanapą zastanawiając się co mogę zrobić. Zaczęłam bawić się jego włosami, ale nawet go to nie ruszyło. Związałam więc jego grzywkę w uroczy kucyk nad czołem.
-Jesteś przesłodki-Tom uśmiechnął się dołączając do nas.
-To ja się przejdę na ten spacer-odparłam zanim zdążył jeszcze coś powiedzieć.
Wolałam się ewakuować przed jego kolejnym pomysłem. Wzięłam szczeniaka na ręce i zwiałam. Ten szkrab był naprawdę pocieszny i zabawa z nim to czysta frajda. Pies, nie Matt. Długo się z nim nie nachodziłam, bo jakieś piętnaście minut później zadzwonił Kirk. Nie zrozumiałam za dużo z tego co mówił, bo w tle było słychać serie krzyków. Oczywistym było kto zawitał, a Tom chciał żebym wróciła. Może chcieli żebym ją uciszyła? Przepełniona tą nadzieją wręcz biegiem wróciłam do swojej wesołej rodzinki. Jak tylko stanęłam w drzwiach Chris wziął psa i poleciał z nim zostawiając mnie samą. Na radosne powitanie nie miałam co liczyć, więc dołączyłam do reszty. To co ujrzałam doprowadziło mnie do takiego stanu, że w ułamku sekundy prawie turlałam się ze śmiechu. Matt siedział skulony na kanapie, Tom i 2/3 zespołu ustawione pod ścianą a Sydney krążyła wściekle pośrodku. Myślałam, że głowa jej wybuchnie jak mnie zauważyła. Krzyczała coś o jakimś porwaniu. Niestety nie o nią chodziło. Zresztą kto normalny chciałby więzić kogoś takiego.
-Ona mogła zrobić jej krzywdę. Księżniczka to drogi pies, ma rodowód i pochodzi z dobrego domu. Jej rodzice należą do jednego ze znanych światowych projektantów. Gdyby przez tę idiotkę coś jej się stało byłabym u niego spalona. Czy Ty naprawdę nie rozumiesz, że moja kariera jest najważniejsza?!-wrzasnęła w stronę przerażonego Matta.
Zrobiło mi się go żal, ale nie miałam ochoty wdawać się w jakąkolwiek dyskusję z tą panną, więc kiedy po raz kolejny opanowałam śmiech zostawiłam ich i poszłam się położyć. Po jakimś czasie krzyki ucichły a mi zaczęło się nudzić. Nie wiedziałam co ze sobą począć, więc zaczęłam podziwiać farbę powoli odpadającą z sufitu.
-Nie ma mowy, nie zapytam jej o to-usłyszałam Toma. Podeszłam do drzwi, ale nie usłyszałam już nic więcej. Otworzyłam więc je z wielkim rozmachem.
-Co robicie?-spytałam mrużąc oczy.
-Nic, nic-Kirk zmył się i niczym burza pomknął do siebie.
-Chcieliśmy iść pograć w piłkę, ale skoro Matt wyszedł brakuje nam jednego zawodnika. Pomyśleliśmy o Tobie, chciałabyś?-zaproponował Chris
-Ja mam z wami grać?
-Czemu nie? Będziemy delikatni, no i byłabyś w drużynie z Chrisem, bo on jest najlepszy-perkusista rzucił swój uśmieszek nr 5.
-Delikatni mówisz? No dobra, wchodzę w to. A może żeby było śmieszniej się o coś założymy? Chociaż nie, ze mną Chris na pewno przegra.
-Nie, skąd. Pomysł jest świetny, może tak przegrani usługują wygranym co?-odparł uśmiechając się szerzej.
On mnie czasem przeraża, ale już niedługo Blondi. Już niedługo…
Przebrałam się w coś wygodniejszego i dołączyłam do moich towarzyszy. Mówili, że gdzieś niedaleko jest boisko. Cały czas z trudnością hamowałam chęć przyłożenia temu durniowi. Domyślałam się, z czego tak się cieszył. Mimo początków lutego na dworze było dość ciepło. Na dodatek zero śniegu i zero deszczu. Postanowiliśmy grac na jedną bramkę, bo było nas zbyt mało na dwie. Nasi przeciwnicy co chwilę rzucali między sobą komentarze do czego to im się nie przydamy. Chris też nie był zbyt optymistycznie nastawiony.
-Wolisz być w obronie czy w ataku?-pytałam, gdy nieco oddaliliśmy się od reszty.
-Znasz się na piłce?-odparł szczerze zdziwiony.
-Jestem kapitanem drużyny uniwersyteckiej, ale dla zabawy też czasem grywam. Myślę, że lepiej gdybyś był w obronie. A oni dobrzy są?-kontynuowałam nie zwracając uwagi na jego szeroko otwarte ze zdziwienia usta.
-Dom nieźle blokuje, ale Tom lepszy jest przy strzelaniu do bramki.
-Brzmi świetnie.
-Szykujcie się na widowiskową przegraną-ucieszył się Kirk.
-Załatwię Ci kostium zdzirowatej pokojówki-Blondi zaśmiał się zbereźnie.
-Ale z Ciebie idiota…-mruknęłam.



Piosenka w tytule : Lee Ryan – Secret love

Przepraszam za zeszłotygodniowy brak rozdziału. Byłam zawalona pracą i padałam ze zmęczenia. Obiecuję poprawę ;)
Dzisiaj krótko, ale następne rozdziały są o wiele dłuższe :)
I będzie się też więcej działo.

Ze specjalną dedykacją dla Emilien.
Błagam Cię o nowy rozdział bo ciekawość mnie zabija ;)

Enjoy! ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz