poniedziałek, 27 stycznia 2014

32. Controlling my feelings for too long.

Jak tylko Blondi wyszedł ta mała wręcz pobiegła za nim.  Wiedziałam, że trzeba na nią uważać. Od samego początku było oczywiste, że coś kombinuje. Przechyliłam kieliszek i poszłam za nimi. Ona siedziała w samej bieliźnie oparta plecami o ścian. On stał nad nią dopytując jak się czuje. Jaki z niego romantyk. Najpierw przeleci a później pyta jak było.
-Ulało mu się-wyciągnęła rękę w moim kierunku ukazując na niej jakąś białą maź. Łatwo się było domyślić co to było.
-Przelecisz wszystko byleby tylko była łatwa i miała duże cycki co?-prychnęłam a on odwrócił się gwałtownie.
-To mydło-westchnął
-Idę stąd bo się porzygam-trzasnęłam drzwiami i zostawiłam ich tam.
-Jak on może być aż tak obrzydliwy. Męska dziwka. Oby się chociaż zabezpieczał. Chociaż w sumie, co mnie to obchodzi. Jak się czymś zarazi to jego sprawa. A ja się z nim całowałam. Zrobiło mi się jeszcze bardziej niedobrze.
-Daj mi to-burknęłam wyrywając piwo z rąk Chrisa.
-Hej, to moje!
-Już nie-wypiłam niemal całe ale to było zbyt mało żeby zdezynfekować usta.
-Musimy pogadać-perkusista złapał mnie za ramię.
-Nie sądzę, i proszę nie dotykaj mnie. Roznosisz bakterie.
-Między mną a tą dziewczyną do niczego nie doszło. Rzuciła się na mnie ale ją odepchnąłem. Rozebrała się i zaczęła wymiotować, później weszłaś Ty. Musisz mi uwierzyć-powiedział cicho, odsuwając nas w bardziej ustronne miejsce.
-Nic nie muszę Blondi. Mam gdzieś to co z nią robiłeś. Twój fiut, twoja sprawa. Nie rozumiem tylko jak dorosły facet może się puszczać na prawo i lewo.
-Z nikim się nie puszczam-wycedził.
-Ty tak twierdzisz. Bądź chociaż dżentelmenem i pomóż koleżance się ubrać-pokazałam mu recepcjonistkę która ze łzami w oczach i bluzką w ręku zmierzała w naszą stronę. Roześmiałam się na widok jego zbolałej miny. Najwidoczniej liczył, że zostanie w kiblu a on będzie się mógł brać za następną.
-Spieprzaj stąd-krzyknął na biedne dziewczę przez co rozryczała się na dobre i uciekła.
-Zadowolony? Najpierw się zabawiłeś a potem złamałeś jej serce.
-Posłuchaj mnie, nie tknąłem jej. A nawet jeśli to co Ci do tego?! Nasz udawany związek dawno się skończył więc nie musisz być zazdrosna o to z kim sypiam. Zacznij żyć własnym życiem a mi daj spokój-odparł wściekle.
Patrzyłam na malująca się na jego twarzy satysfakcję. Kretyn myślał, że jestem o niego zazdrosna.
Chciałby.
-Jak dla mnie możesz się bzykać z kim chcesz i gdzie chcesz. Tylko nie przychodź później z płaczem na wieść o dziecku, albo jakimś syfie który złapiesz. A na przyszłość zapamiętaj jedno. Nigdy więcej mnie nie dotykaj-wyrwałam ramię które wciąż trzymał i wyszłam stamtąd.
Przeszła mi ochota na jakąkolwiek rozrywkę w ich towarzystwie. Kupiłam po drodze dwie butelki wina i wróciłam do hotelu.
-Zobacz to ona. To wszystko jej wina-usłyszałam zanim weszłam do windy.
-To chyba jakieś kurwa żarty-westchnęłam widząc stukniętą recepcjonistkę z rozmazanym makijażem.
-Bylibyśmy teraz razem ale ona się pojawiła i mi go odbiła. Straciłam szansę swojego życia przez tę głupią dziwkę-wskazała na mnie palcem żaląc się koleżance.
-Coś Ty powiedziała?
-To co słyszałaś! On jest mój!
-Bierz go sobie.
-Wszystko miałam zaplanowane. Nawet tabletki antykoncepcyjnej nie wzięłam, żeby nam się udało. A przez Ciebie nie wyszło!-krzyczała.
Najwidoczniej zignorowała to, że on mi do szczęścia wcale nie jest potrzebny bo w coraz bardziej bojowym nastroju zmierzała w moją stronę. Co chwilę się potykając dotarła do miejsca w którym stałam. I miło tym razem dla odmiany widzieć ją ubraną.
-Zejdź mi z drogi.
-Nasze dziecko byłoby śliczne a przez Ciebie wszystko przepadło-szturchnęła mnie.
-Nie radzę-wycedziłam przez zaciśnięte zęby.
Jestem w stanie znieść to, że jest idiotką ale nie to, że mnie dotyka.
-Byłabym już w ciąży!-załkała żałośnie.
-Błagam litości-mruknęłam do siebie odwracając się. Za dużo chyba tego dla mnie jak na jeden wieczór. Tyle, że ona miała odmienne zdanie na ten temat. Poczułam silne szarpnięcie za włosy przez co automatycznie odchyliłam się do tyłu. Butelki wyleciały mi z dłoni i z wielkim hukiem stłukły.
-Walcz o niego jak prawdziwa kobieta-krzyknęła uderzając mnie z otwartej dłoni w twarz.
A przecież próbowałam być miła, prawda?
I chociaż ledwo stała na nogach potrafiła wyprowadzić całkiem niezłe ciosy. Na jej nieszczęście, mi szło to lepiej.
Nie wiem ile czasu nam to zajęło ale w końcu rozdzielili nas jacyś faceci. Chwilę później przyleciał menadżer próbując dowiedzieć się co się stało. Ta jak na zawołanie się rozbeczała mówiąc, że ją zaatakowałam. Skąd się biorą tacy ludzie? Nie ogarniam tego.
Gdy Ci faceci i jej zmienniczka potwierdzili moją wersję poczerwieniała z wściekłości. Zaczęła wyzywać wszystkich po kolei, po czym została zwolniona. Menadżer zaczął mnie przepraszać. Proponował chyba wszystko co miał do zaoferowania żebym tylko ich nie pozwała. Stwierdziłam, że nie musi się przede mną płaszczyć a jedyne czego mi trzeba to moje wino które przez tę kretynkę straciłam.
Takim sposobem w naszym apartamencie znalazł się kosz z kilkoma butelkami różnorodnego alkoholu wraz z przeprosinami na piśmie.  Chyba będę musiała częściej dawać się sprowokować do bójek w hotelach. Zaczęłam tego żałować gdy zobaczyłam swoją twarz w lustrze. I wtedy też poczułam jak silną miała rękę. No cóż, czasu cofnąć się nie da a przynajmniej mam się czym znieczulić.
__________________________________________________________
Piosenka w tytule : Muse - Showbiz



Wstyd mi... 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz