poniedziałek, 27 stycznia 2014

31. You've arrived at Panic Station.

-Z Mattem dzieje się coś złego-zauważyłem gdy wracaliśmy z obiadu.
-Dlaczego?
-Cały dzień był dla mnie miły. Jestem pewien, że coś szykuje.
Rzeczywiście od rana zachowywał się wręcz wzorowo. Znałem go zbyt długo, żeby dać się nabrać więc cały czas miałem go na oku. Nie licząc poranka gdy wyszedł kiedy my jeszcze spaliśmy. Calutki dzień był dla nas wyjątkowo uprzejmy. Nie protestował nawet gdy wziąłem jego gitarę i bezmyślnie szarpałem struny. Czekałem, aż wybuchnie i urwie mi za to głowę ale on się tylko uśmiechał. I taka była reakcja na wszystko co robiliśmy i mówiliśmy. Wieczorem mieliśmy wyjść do baru i spodziewałem się, że tam coś odstawi. Zaczął jednak nieco szybciej.
-BELLAMY!-ryknęła Alex ze swojego pokoju.
-Co zrobiłeś?-spytał Chris ale ten mu nie odpowiedział.
-Zabiję Cię, to już przegięcie. Oddawaj mi moje ciuchy-w drzwiach stanęła kipiąca wściekłością dziewczyna. W ręku trzymała różowo-czarne skórzane coś.
-Jakiś problem?
-Gdzie są moje rzeczy?!
-Nie wiem-Matt wzruszył ramionami
-Nie wkurwiaj mnie i oddawaj moje rzeczy-wycedziła
-Poszukaj w schowku na szczotki-prychnął a ona doskoczyła do niego. Miał szczęście, że siedział obok Chrisa który ją złapał. Rzuciła tym dziwnym wdziankiem wprost w jego twarz i wyszła do jego sypialni. Przez uchylone drzwi widzieliśmy jak wszystko wywraca do góry nogami.
-Gdzie one są?!
-Mówiłem, że nie wiem. Ubieraj się, zaraz musimy wychodzić-odrzucił jej ciuszek, który okazał się kostiumem z mikrospódniczką niczym z burdelu.
-Nigdzie nie idę, możesz mnie w dupę pocałować.
-Musisz iść z nami, dam Ci coś-zaproponowałem po czym przyniosłem jej koszulkę,
-Chyba sobie żartujesz-skrzywiła się patrząc na nasze logo nadrukowane na samym przodzie-Jesteście chorzy-mruknęła i sama zaczęła przeglądać moją garderobę.
Wyszła stamtąd z czarnymi rurkami i moim ulubionym białym t-shirtem. Muszę przyznać, że było jej w nich o wiele ładniej niż mnie.
Matt był niezwykle szczęśliwy z powodu tego żartu. Alex wciąż była na niego wściekła, ale gdy tylko dosiedli się do baru przeszło jej. Nie minęło pół godziny jak zaczepił ją jakiś Włoch. Zaczął mówić do niej w swoim ojczystym języku coś czego zapewne nie zrozumiała.
-Co on do mnie mówi?-spytała patrząc na nas jakbyśmy sami cokolwiek zrozumieli.
-Taniec, Ty i ja-dodał widząc nasze miny.
-Jak się mówi po włosku odwal się?
-To chyba będzie tak –objąłem ją i rzuciłem mu bezczelny uśmiech. Facet odszedł zawiedziony a ja zaraz pożałowałem tego ruchu.
-Od kiedy jesteście ze sobą?-wrzasnął Matt zwracając na nas uwagę każdego w obrębie dwóch metrów.
- A kto Ci powiedział, że jesteśmy?
-Sam widzę. Wymieniacie się ciuchami, ciągle o czymś gadacie, chowacie się w szafach, obściskujecie i tak właściwie to czemu ona ma ten twój obrzydliwy ząb?
-To nie jest żaden ząb tylko kieł i przesadzasz. Z Tobą też wiele rzeczy razem robię ale jakoś nie przychodzą Ci takie głupoty do głowy.
-Tak, jasne. A co dalej? Mieszkacie już razem więc może przedstawi Cię swoim rodzicom. I będziecie żyli długo i szcześliwie-paplał Bells. Na wzmiankę o rodzicach Alex zaczęła się krztusić.
-Przestań pieprzyć od rzeczy, w dupie Ci się poprzewracało od tych wszystkich bzdurnych teorii spiskowych.
-One nie są bzdurne i doskonale o tym wiesz.
Miałem zamiar strzelić go w łeb ale podeszła do nas jakaś dziewczyna. Standardowo poprosiła o zdjęcie i autograf.
-To nie jest ta recepcjonistka?-Alez przyglądała się jej od jakiegoś czasu a i mnie wydawała się znajoma. Chyba nie przyszła tu za nami, bo psychofanek staram się unikać. Ona się niestety do nich zaliczała bo cały wieczór przechodziła obok nas, niby przypadkiem mnie zaczepiając. A to się potknęła, miałem coś na kurtce, przypadkiem wylała drinka czy po prostu mnie zagadywała. Za każdym razem ze słodkim uśmiechem.
-Mogę jej przyłożyć? Mogłaby się chociaż tak bezczelnie nie gapić-Alex również nie odrywała od niej wzroku.
Czasem miałem wrażenie, że miała się urodzić jako chłopak. Momentami zachowywała się jak facet. Lubiła się dobrze napić, zawsze była chętna i wszczęcia awantury i w dodatku nawet nie ruszało jej towarzystwo czterech facetów. Spojrzałem na tę recepcjonistkę i zastanawiałem się jakby zareagowała będąc na jej miejscu. W każdym razie byłoby ciekawie.
Piliśmy tyle, że w końcu musiałem iść do kibla. Byłem zmęczony, pijany i nieco zdezorientowany ale tego się nie spodziewałem. Coś popchnęło mnie w kierunku damskiej toalety. Czekałem na serię wrzasków i pisków ale na szczęście nikogo tam nie było. Zanim zdążyłem zauważyć skąd się tu wziąłem na mojej szyi wisiała recepcjonistka.
-Co Ty wyprawiasz?!-odepchnąłem ją od siebie ale ta nie dawała za wygraną. I mimo, że sama ledwo trzymała się na nogach, mnie odczepić się nie chciała.
-Kocham Cię. Widziałam jak na mnie patrzysz. Dzisiaj będziesz mój-piszczała próbując zdjąć moją koszulkę.
-Uspokój się, do niczego nie dojdzie-ona ignorowała to co mówię i to co robię.
-Ale ja cię kocham-zawołała ściągając swoją koszulkę.
Gdy została w samym staniku jej zapał wzrósł. Prawie na mnie wskoczyła przyciskając do ściany. Wyślizgnąłem się bokiem i nakierowałem na nią strumień zimnej wody. Nie zupełnie o to mi chodziło, ale jak zaczęła wymiotować do zlewu trochę mi ulżyło.

______________________________________________________
Piosenka w tytule : Muse - Panic Station
Tak troche w sumie o niczym ale chyba nie szkodzi, prawda? :)
Enjoy! :)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz