poniedziałek, 27 stycznia 2014

3. It's happening soon, it's happening soon.

-Prosiłem was przecież żebyście byli dla niej mili-Tom miał zbolałą minę. Tylko, że my przecież byliśmy dla niej mili. To znaczy jak na nas. To nie nasza wina, że się wściekła i wyszła. I na dodatek to ona była nieuprzejma! Szkoda, że Tom nie przyjmuje tego do wiadomości. Dawno nie widziałem go tak wkurzonego. Nie ma się co dziwić, jesteśmy tu od kilku godzin a on już zgubił człowieka. Nie znała okolicy, więc nie trudno się domyślić, że na bank się zgubiła. Ja tam wiem, że się odnajdzie. Kiedyś…
To jest chyba najwyższa pora żeby się napić.
Jestem perkusistą znanego zespołu. Gramy dla kilkudziesięciu tysięcy ludzi. Skromnie przyznam, że jesteśmy nieźli w tym co robimy. Tylko dlaczego do cholery zawsze trafi nam się hotel, w którym nie ma barku?! Czy ja tak dużo wymagam?
Zastanawiam się jak robi to Chris. On zawsze znajdzie jakieś piwo. Gdzie tylko byśmy nie pojechał on ma coś pod ręką.  Chyba będę musiał zajrzeć do jego torby. Nudziło mi się, więc postanowiłem ruszyć na mały spacer. Obejrzę okolicę, trochę pozwiedzam… Kogo ja chcę oszukać? Idę szukać monopolowego.
Na całe szczęście był po drugiej stronie ulicy. Zaopatrzony w butelkę i coś do zjedzenia w pełni szczęśliwy wróciłem do pokoju. Z tym jedzeniem to chyba jednak przesadziłem. Ledwo wydostałem się z windy a cała torba rozsypała się po korytarzu.
-No,no,no… Co za widoki-usłyszałem śmiech za plecami. Chyba chodziło o mój wypięty tyłek, więc natychmiast się wyprostowałem
-Cześć Blondi
-Jestem Dom-wyjaśniłem roześmianej brunetce. Przecież to nic trudnego, to tylko trzy litery. Widocznie ona nie potrafiła tego zrozumieć, bo wzruszyła tylko ramionami.
-Przecież wiem, gdzie byłeś? Myślałam, że jesteście z tym kurduplem jak syjamskie bliźnięta.
-Ja i Matt jesteśmy kumplami co nie znaczy, że nie możemy bez siebie żyć.
-A wiesz co to jest Belldom?
-Wiem i zastanawiam się czy nie załatwić Bellsowi zakazu zbliżania się do mnie. Słyszałem, że fani, a głównie fanki uwielbiają te historię. I to zaczyna mnie przerażać.
-Żebyś Ty wiedział ile ciekawych rzeczy się dowiedziałam z tych opowiadań. Ponoć masz bardzo uroczego pieprzyka na tyłku.
Cholera! Skąd oni o tym wiedzą?! Ona chyba domyśliła się co mi chodzi po głowie, bo automatycznie się roześmiała. A ja zaczynałem lubić jej śmiech.
-Słuchasz nas?
-Muszę z wami mieszkać a to chyba wystarczająca kara, prawda? Nie mam zamiaru ślinić się na wasz widok, po prostu chciałam poznać waszych fanów.
-Oni są genialni-teraz to ja się uśmiechnąłem. Rzeczywiście uwielbiałem tych ludzi, mimo że nie znałem większości z nich.
-Robicie imprezkę?-spytała patrząc na pół sklepu, które ledwo utrzymywałem na rękach.
-Nie, to tylko w razie gdybyśmy zgłodnieli. A Ty gdzie byłaś? Tom się zdenerwował.
-Tu i tam-powiedziała biorąc ode mnie część rzeczy. Musiałem przyznać, że nie jest jednak taka zła jak myślałem.
Wchodząc do środka zastaliśmy można powiedzieć, że niecodzienną scenę. Dla mnie jednak nie było to nic nowego. Matt w bardzo dziwnej pozycji leżał na fotelu. Jedną nogę miał na oparciu, druga zwisała bezwładnie obok. Mruczał cos pod nosem, namiętnie trzaskając w klawiaturę laptopa.
Mojego laptopa.
-A ten co?-usłyszałam za plecami szept Alex
-Matt jest wielki fanem Mario. Obaj są mali, paskudni i uganiają się za grzybkami-wyjaśniłem zanim przerwał nam donośny hałas spowodowany przez Chrisa. A tyle razy go prosiłem żeby nie zostawiał torby w przejściu. Prawdziwy cyrk zaczął się jednak chwile później. Tom przeszczęśliwy, że Alex wróciła do pokoju zepchnął mnie na bok. Potknąwszy się o własne nogi wyłożyłem się na dywanie. Zmartwiłem się o przyszłość Marthy. Taa… Zdążyłem nadać imię litrowej butelce whisky. W każdym razie tak bardzo nie chciałem jej upuścić, że cała reszta wyleciała mi z rąk i poszybowała w powietrze. I tak oto puszka z orzeszkami walnęła wprost w środek czoła basisty, który ledwo zdążył się podnieść i znów został powalony na ziemię. Tom pod wpływem bliskiego spotkanie z moją stopą zgiął się w pół. Ja z kolei wylądowałem na jakiejś konserwie, która niemiłosiernie wbijała mi się w zadek. Kiedy wszyscy trzej próbowaliśmy dojść do jakiegoś stanu używalności a Alex śmiała się w najlepsze, Matt spojrzał na nas nieprzytomnie.
-Coś się stało?-spytał. Po serii naszych mruknięć i wyzwisk wrócił do hydraulika.
-U was tak zawsze?-Alex patrzyła na nas z politowaniem. Widać było, że z trudem powstrzymywała śmiech, więc nawet się nie odezwałem. Nie wiem tylko jak stojąc pośrodku tego wszystkiego wyszła bez szwanku. Szczęśliwy, że Marthy nic się nie stało szybko schowałem ją do lodówki.
Świetnie. Za dwie godziny wchodzimy na scenę a mój zespół jest w totalnej rozsypce. Wokalista, który kilka sekund wcześniej przerzucił się na Pacmana nucił pod nosem piosenkę z reklamy papieru Velvet. Pozostało czekać aż znikąd pojawią się małe szczeniaki.  Chris w wielkim skupieniu pisał coś na komórce jedną ręką. Drugą wsypywał sobie zawartość puszki, która go zaatakowała do ust. Kamerzysta prawie się rozpłakał dopytując się swojej asystentki gdzie była. Zaczęłam podejrzewać, że jest jej ojcem, tyle, że to chyba niemożliwe.
-Spokojnie mamo, nic mi nie jest-westchnęła tylko i zaczęła zbierać jedzenie porozrzucane po całym pokoju.
A więc jednak coś w tym jest…



Piosenka w tytule : Muse - Fillip

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz