poniedziałek, 27 stycznia 2014

28. You make me sick,because I adore you so.

Nie wierzę, po prostu nie wierzę, że to powiedziała. Padłam na łóżko licząc, że to tylko sen, ale to nie był sen. Pozostało mi naiwnie wierzyć, że tego nie usłyszał.
-Cześć-usłyszałam i jeszcze bardziej zakopałam się pod kołdrą.
-Zniknij-burknęłam w poduszkę.
-A więc podkochiwałaś się we mnie-poczułam jak kładzie się obok mnie.
Po jaką cholerę go tu zabrałam?! Wciąż się nad tym zastanawiam. A z minuty na minutę coraz bardziej żałuję tej decyzji.
-Nienawidzę Cię.
-Czemu ze ścian wystaje tyle gwoździ? To od tych plakatów tak?-podniósł się i zaczął krążyć po pokoju. Zanim dotarło do mnie czego szuka zdążył się domyślić gdzie są. Wyskoczyłam z łóżka i stanęłam przed szafą. On jakby nigdy nic podniósł mnie, przesunął i ją otworzył.
-Ty jesteś naszą fanką!-zawołał z radosnym uśmiechem.
Znalazł praktycznie wszystko. Plakaty, płyty, koszulki i jakiś tysiąc innych gadżetów.
-Tom mi dał-skłamałam.
-W te wejściówki mógłbym uwierzyć ale gdyby był w stanie załatwić stanik z naszym logo wiedziałbym o tym-rozpromienił się na widok mojej bielizny.
-Dostałam to od przyjaciółki-czułam jak pali mnie twarz.
-Jak mogłaś nam nie powiedzieć?-nie odrywał wzroku od moich rzeczy dalej w nich grzebiąc.
A jakby tak zamknąć go w tej szafie razem z nimi i nigdy nie wypuścić?
-Zostaw to-odciągnełam go stamtąd, choć stanik wciąż trzymał w ręku.
-To jak kochasz mnie czy nie?-objął mnie mocno i zaczął prowadzić w stronę łóżka.
-Nie, to nie tak, ja tylko podziwiałam Cię jako muzyka.
-Ooo tak, na pewno.-wyszeptał mi do ucha.
-Nie wyobrażaj sobie za dużo. To, że ktoś jest fanem waszej muzyki, nie znaczy, że musi być śmiertelnie zakochany w którymkolwiek z was. Czemu zawsze musisz zachowywać jak skończony idiota?!
-Czemu zawsze to robisz?-spytał przytulając mnie mocniej
-Co znowu?-warknęłam próbując się uwolnić. Niby taki chudy ale ramiona ma niczym ze stali.
-To proste, zawsze jak chcesz czegoś uniknąć atakujesz.
-Wcale mnie nie znasz więc się odpieprz-uderzyłam go łokciem w brzuch przez co zgiął się w pół.
Pozbierałam wszystko i szybko upchnęłam do szafy po czym zeszłam na dół.
-Gdzie jest Dominic?-zapytał mój ojciec wyciągając whisky z barku.
 Właśnie tego mi teraz potrzeba.
-Pewnie poprawia sobie włosy-chwyciłam szklankę dość zamaszystym gestem.
-Pokłóciliście się?
-Nie, skąd-mruknęłam wypijając wszystko duszkiem.
-Chyba nie jest zazdrosny o tego perkusistę?
-Skąd, sam go niezmiernie wielbi.
-Jesteś już, wszystko dobrze?-ojciec zauważył, że ten z grymasem na twarzy trzyma się za brzuch.
-Tak proszę Pana. Tylko się uderzyłem-wyjaśnił siadając przy mnie. Przysunęłam się bardziej w kąt a on przysunął się razem ze mną.
-Napijesz się?-podał mu szklankę na co zareagował ochoczo.
-Właściwie to chciałem z Panem o czymś porozmawiać.
-Słucham Cię
-Chciałem Pana prosić o rękę pańskiej córki.
Nie. Nie. Nie. Nie. Nie. Nie. NIE!
-To bardzo miłe, że mnie pytasz ale najpierw powinieneś spytać ją.
On z uśmiechem od ucha do ucha odwrócił się w moją stronę i padł na kolano.
Jeżeli to zrobi powyrywam mu wszystkie włosy i udziergam z nich szalik.
-Alex kocham Cię ponad życie i marzę o tym żebyśmy byli razem już na zawsze. Nie mam przy sobie pierścionka bo wcale tego nie planowałem, ale może dopóki nie odnajdę tego idealnego przyjmiesz to-zdjął z szyi swój kieł z którym nie rozstawał się chyba nigdy.
-Czy uczynisz mi ten niesamowity zaszczyt i zostaniesz moją żoną?
W tej chwili miałam ochotę uciec z wrzaskiem.
-Zgódź się-usłyszałam moją matkę.
Jakbym i tak miała jakikolwiek wybór.
-Oczywiście-wykrzywiłam usta żebym chociaż wyglądała jakby mnie to cieszyło.
-Dziękuję Ci-poderwał się i mnie pocałował. Nie miałam zamiaru robić tego co chce więc się od niego odsunęłam.
-Nienawidzę Cię Ty podły gnojku-syknęłam mu do ucha gdy mnie przytulał.
-Ja też Cię kocham-pocałował mnie w czoło i objął ramieniem.
-Przepraszam, pójdę się położyć-odepchnęłam jego ramię.
-Kochanie, wszystko w porządku? Może Ty jesteś w ciąży?-rozpromienił się jeszcze bardziej.
-Nie, nie jestem w ciąży. Możesz być tego pewien, kochanie.
-Szkoda, nie mogę się doczekać naszego pierwszego bobasa. Z pewnością byłoby śliczne jak mamusia i miałoby takie same dołeczki w policzkach.
I ojca idiotę.
-Zrobiło mi się słabo-powiedziałam wychodząc. On oczywiście poszedł za mną, co mnie ucieszyło. Zabiję go od razu.
-Myślisz, że gdyby to był chłopiec to miałby jasne włosy po mnie a dziewczynka ciemne po Tobie?-rzucił jeszcze na schodach.
-Czyś Ty oszalał?! Może od razu wybudujemy sobie dom, kupimy psa i do jasnej cholery będziemy jedną wielką szczęśliwą rodziną.
-Czemu nie? Wolałbym najpierw synka, uczyłbym go grać na perkusji-rozmarzył się.
-Jesteś chory. Ciebie powinno się zamknąć w szpitalu psychiatrycznym.
-Mam rozumieć, że wolisz córeczkę tak? A co powiesz na bliźniaki, to byłoby super.
-Zamknij się wreszcie.
-Kochanie, nie denerwuj się-zacisnął mnie w swoich objęciach przez co nie mogłam się ruszyć.
-Zostaw mnie-krzyknęłam odpychając go od siebie.
Zamknęłam się w łazience a gdy z niej wyszłam spał sobie w najlepsze.
Popieprzony królewicz.
________________________________________________________________
Piosenka w tytule : Muse - Space Dementia 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz