poniedziałek, 27 stycznia 2014

18. This means nothing to me, cause you are nothing to me.

Miałem nadzieję, że Alex wciąż jest w tym sklepie. Na szczęście była, i w przeciwieństwie do Chrisa, Toma czy Doma nie wypytywała o nic. Wróciliśmy do jej samochodu nie odzywając się do siebie. Nie licząc tylko tego jak podałem jej adres.
Gdy zatrzymała się pod moim budynkiem sięgnęła do torby i dała mi jeden z jakiejś setki batoników.
-Wiesz, słyszałam ostatnio, że chcą wznowić badania w sprawie tego rozbitego statku w Roswell-zagadnęła.
-Słyszałem-odparłem tylko, ona tymczasem przyglądał mi się przez moment-Chcesz wejść się czegoś napić?-w tej chwili tylko na tyle było mnie stać.  Chciałem się jakoś odwdzięczyć a za bardzo nie wiedziałem jak to zrobić.
-Jasne-uśmiechnęła się i zrobiło mi się jakoś lżej na sercu, tuż przed drzwiami przypomniało mi się jaki straszny bałagan zostawiłem. Trudno, będzie musiała przywyknąć, w końcu dzielimy autobus.
-Nie licząc walających się gitar masz tu taką samą apokalipsę jak ja u siebie.
-Co poradzić? Lubię apokalipsę-również i ja się uśmiechnąłem.
-Zdążyłam zauważyć-odparła i znów zapadła cisza.
-To ja zrobię Ci herbaty-mruknąłem i zwiałem do kuchni, inaczej było gadać w trasie, wiedząc że chłopaki są z nami. Teraz czułem się nieco zawstydzony, mam tylko nadzieję, że nie pomyślała, że zaprosiłem ją tu żeby ją przelecieć.
-Chcesz o tym pogadać?-spytała
-To nic takiego.
-Matt, sypiesz sól do herbaty. Przecież widzę, że coś nie gra. Nie będę Cię zmuszać ale jakbyś chciał pogadać to chętnie wysłucham.
Wylałem wszystko do zlewu rozważając jej propozycję. Zwykle nie lubię rozmawiać o takich rzeczach. Chris zawsze mówi, że jak się komuś wygada to się lepiej czuje. Może warto spróbować?
-No więc…-zacząłem niepewnie i zamilkłem. To jednak trudniejsze niż myślałem.
-No więc?-spytała przyglądając mi się.
-Chciałem jej zrobić niespodziankę. Powiedziałem, że dziś nie będę miał czasu. I poszedłem tam, drzwi były otwarte więc wszedłem. Siedziałam niemal nago z jakimś facetem na kanapie. Była tak zajęta rozpinaniem jego spodni, że nawet mnie nie zauważyła więc uciekłem-wyrzuciłem z siebie niemal jednym tchem. Spodziewałem się, że zaraz zacznie robić mi wyrzuty, tak jak zwykle robi to Dominic.
-Przykro mi-szepnęła i przytuliła mnie. To było dziwne uczucie. Dawno nie przytulałem się do żadnej dziewczyny. No może poza fankami i moją mamą, ale to się nie liczy. Sydney nie przytuliła mnie chyba nigdy. Nawet gdy skończyliśmy się kochać odwracała się do mnie plecami i najzwyczajniej w świecie zasypiała. Teraz uświadomiłem sobie jak bardzo mi tego brakowało.
-Dobrze, że chociaż pies ucieszył się na mój widok. Brakowało mi tej bestii.
-Chyba wpadłam na pewien pomysł-usmiechnęła się złośliwie a ja już wiedziałem, że mi się ten pomysł podoba.
Wyjaśniła mi co mniej więcej chodziło jej po głowie. Zgodziłem się od razu . Może ze względu na to, że chciałem się odegrać a może po prostu dla dobra ogółu. Zadzwoniłem do Sydney z pytaniem czy mogę wpaść po gitarę którą tam zostawiłem, musiała skończyć z tamtym facetem bo powiedziała żebym przyjechał. Zaczynałem wątpić w powodzenie tej akcji. Plan był niezły ale nie wiedziałem czy podołam spotkaniu z nią.
-Chodź brzydalu, idziemy na wojnę-Alex poklepała mnie po ramieniu widząc, że się waham.
-Nie jestem brzydalem-żachnąłem się wiedząc, że ma rację. Co tu ukrywać, Brad Pitt ze mnie żaden, a z moim wyglądem mógłbym uchodzić za główną atrakcję w cyrku.
-Jesteś, jesteś. Cholernie pociągającym brzydalem-uśmiechnęła się ciepło. Dzięki niej czułem, że sobie poradzę. Pojechaliśmy do Sydney, całą drogę próbowałem jakoś zebrać się w sobie, co na szczęście się udało. Wszedłem na górę pełen obaw ale wiedziałem, że chcę to zrobić.
-Cześć kotku-przywitała mnie fałszywym uśmiechem i próbowała pocałować, ale szybko ją wyminąłem. Nie mam zamiaru zbierać zarazków jakiegoś obcego faceta. A zresztą kto wie ilu ich jeszcze było. Na samą myśl się wzdrygnąłem.
-Wyglądasz na spiętego, może jakiś mały masaż na rozluźnienie?-wyciągnęła do mnie ręce ale uchyliłem się sięgając gitarę. Poszedłem również do sypialni żeby zabrać moje teksty, które były w jednej z szuflad. Uznała, że okropnie to wygląda gdy „te śmiecie” walają się po całym pomieszczeniu. Zauważyłem na komodzie aparat fotograficzny który kiedyś pożyczyła ale nie spieszyła się z oddaniem. Zabrałem go jak i również kilka innych rzeczy które należały do mnie. Schowałem wszystko razem z gitarą do pokrowca i odwróciłem się do wyjścia.
-Aha, a tak przy okazji to koniec. Jesteś beznadziejna, mam Cię dość i zdążyłaś mi się znudzić-rzuciłem na odchodnym nie oglądając się za siebie, słyszałem jak krzyczy, że będę tego żałował.
Żałuję jedynie tego, że skończyłem to dopiero teraz. Jednak lepiej późno niż wcale. Wyszedłem stamtąd z uśmiechem na twarzy.
-Myślę, że się nam udało-Alex roześmiała się gdy spotkaliśmy się w jej aucie.


Piosenka w tytule : Muse - Uno
Tak jak obiecałam dodatkowy rozdział ;)
Pisany z perspektywy Matta, ale dość krótki. Mam nadzieję, że mi to wybaczycie. Wybaczycie? :D
Przede wszystkim chciałam bardzo podziękować za te 2000 wejść. Dla niektórych to może być nic, ale dla mnie to jak nagroda uznania ;)
Przyznam szczerze, że jestem w szoku. Kiedy zaczynałam pisać to opowiadanie nie spodziewałam się, że ktokolwiek będzie chciał to czytać. Nie wspominając nawet o tym, że komukolwiek się spodoba.
Znam tyle świetnych opowiadań o Muse, i zawsze miałam wrażenie, że to co ja piszę to nic takiego.
Zanim poznałam Muse byłam zamknięta w sobie i bałam się odezwać. Dzięki nim zrobiłam się nieco bardziej otwarta i już nie boję się powiedzieć co myślę ;)
Naprawdę wiele im zawdzięczam.
Jeszcze raz wielkie dzięki, również za wasze komentarze. Każdy jeden jest dla mnie ważny, nawet jak ktoś będzie miał mi ochotę napisać, że to co piszę to dno i mam skończyć ;)
W każdym razie miłego czytania ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz