poniedziałek, 27 stycznia 2014

17. I go a little bit crazy sometimes.

Od mojej ostatniej rozmowy z Chrisem nie widziałam się z resztą. Sama się sobie dziwię, ale zaczynam za nimi tęsknić. Zdążyłam się do nich przyzwyczaić w przeciągu tych kilkunastu dni. Ucieszyłam się więc gdy zadzwonił Tom i oznajmił żebym wpadła do niego poznać szczegóły dalszej trasy. Powiedział, że mam się czuć jak u siebie więc od razu ruszyłam na barek. Pusty jak się okazało, nie licząc jakiegoś francuskiego likieru którego data ważności minęła bardzo dawno temu.
-Czemu tak stoisz?-spytał Matt patrząc na mnie jakby liczył na to, że znalazłam tam jakiegoś kosmitę.
-Mam problem z alkoholem.
-Jak to?
-Nigdy go nie ma jak jest potrzebny.
-Tom schował wszystko w tej szafce pod zlewem. Mówił, że lepiej to przed Tobą ukryć-ucieszył się Bells nie zwracając uwagi na jego mordercze spojrzenie.
-Dzięki Kirk-mruknęłam wycofując się do kuchni.
Jak on mógł zrobić mi coś takiego?
-Nie powinnaś tyle pić-odezwał się perkusista który szperał w lodówce.
-A Ty co Blondi? Komisja antyalkoholowa?
-Do Ciebie to już się nawet odezwać nie można-mruknął
-Można, o ile masz do powiedzenia coś sensownego. Nie jedz tyle słodyczy bo nie zmieścisz się w te swoje ciasne portki-zerknęłam na trzymane przez niego Snickersy.
-Masz z tym jakiś problem?
Do Ciebie to już się nawet odezwać nie można-skrzywiłam się starając naśladować jego głos.
-Przestaniecie się w końcu kłócić-zawołał Chris.
Zdążyłam się już przekonać, że lepiej go nie prowokować więc oboje grzecznie pomaszerowaliśmy do salonu.
Nie słuchałam nawet o czym mówią. Przeglądałam tylko listę koncertową. Nie uzgodniliśmy z Tomem jak długo mam im towarzyszyć ale sądząc po datach które miałam przed oczyma nie będę z nimi do końca. Trochę ich podziwiam za to jak znoszą cały ten chaos. Gdy rozstaje się z moim łóżkiem na dłużej niż dwa tygodnie robię się potwornie złośliwa. Tak mi przynajmniej mówili. Poza tym owszem, trochę mi tych czubków brakowało ale to nie znaczy, że będziemy ze sobą w stanie wytrzymać przez kilka miesięcy. Chris i Tom to żaden problem, ale Bellamy? Nie wspomnę już nawet o tym durnym perkusiście który gapi się na mnie jakbym mu coś złego zrobiła. Pomijając rzeczy które już mu zrobiłam.
-Czego?-spytałam grzecznie.
-Mogłabyś się podzielić wiesz-spojrzał na butelkę szkockiej którą tuliłam do siebie.
-Zapomnij Blondi. Snickersami też nie chciałeś się dzielić-burknęłam
-Nie pytałaś.
-To trzeba się było domyślić-przycisnęłam butelkę mocniej.
Zwykle nie jestem tak nerwowa na punkcie czekolady ale teraz zabiłabym za nią, albo chociaż za batonika. Nawet takiego dietetycznego. Ponownie zrobiłam nalot na lodówkę Kirka ale oprócz suszonych pomidorów w słoiki i kilku konserw nic nie znalazłam. A niech Cię Blondi!
Z rozpaczy i w desperacji przeszukałam też wszystkie szafki. Bez rezultatu. Podreptałam do salonu i już miałam klapnąć na kanapę gdy zauważyłam coś podejrzanego. Ten zakłamaniec miał jeszcze jednego Snickersa w kieszeni.
-Blondi, ty podły oszuście! Oddawaj go!-niemal krzyknęłam oburzona.
-Nie wiem o co Ci chodzi-wzruszył ramionami.
-Nie kłam! Widziałam go!
-Co widziałaś?-zainteresował się Matt.
-Jego batonika, mojego batonika. Daj mi go-stęknęłam na co reszta zareagowała niekontrolowanym śmiechem.
-Nie dam, pierwszy go zobaczyłem-wyszczerzył się bezczelnie.
-Jak możesz? Po tym wszystkim co dla Ciebie zrobiłam?-niemal załkałam co i tak na niego nie zadziałało. No cóż, trudno…
-Co robisz?-spytał gdy szykowałam się do skoku. Nieco rozproszony miał zwolniony czas reakcji, ale i tak nie udało mi się go wyrwać.
-Nie bądź taki-mówiłam w zasadzie do jego ramienia próbując dobrać się do kieszeni jego bluzy. Nie wiem co zrobił i jak to zrobił ale chwile później leżałam na ziemi a on leżał na mnie. Już miałam rzucić jakąś uroczą acz inteligentną i obelgę ale oślepiło mnie jasne światło.
-Zabiję Cię Kirk-oznajmiłam gdy podnosiliśmy się z ziemi. Moje czekoladowe cudeńko leżało samotnie na podłodze więc je zabrałam żeby znów nie trafiło w niepowołane ręce.
-Czy wy właśnie pobiliście się o kawałek czekolady?-spytał Wolstenholme
-Warto było-mruknęłam bardziej do siebie zajęta odpakowywaniem.
-Wole nie wiedzieć co by się działo gdyby poszło o jedną z tych półmetrowych.
-Jak to co? Zabiłaby mnie-odparł perkusista patrząc na mnie z wyrzutem.
-Prawda-przytaknęłam zbierając się do wyjścia. Matt zabrał się ze mną bo miał coś pilnego do załatwienia w apartamentowcu tuż obok mojego mieszkania.
-Lubisz Doma, prawda?-zapytał a raczej stwierdził gdy byliśmy już w samochodzie.
-Nie bardziej niż leczenie kanałowe bez znieczulenia.
Nie mam zielonego pojęcia skąd mu się to w ogóle wzięło.
-To widać.
-Co widać?
-Miłość-uśmiechnął się szeroko.
-Znowu przedawkowałeś grzybki? Wiesz, że jak weźmiesz za dużo to zaczyna Ci odbijać.
-Nic nie brałem, ale między wami jest coś takiego…
-Tak, jest. To nienawiść.
-Ty tak uważasz.
-Właściwie to co takiego ważnego musisz tu załatwić?-zapytałam chcąc zmienić temat. I tak nie dałby sobie wyjaśnić jak bardzo się myli.
Ja i Blondi, też mi pomysł.
-Chcę zrobić Sydney niespodziankę. Powiedziałem jej, że dziś pracujemy i zobaczę się z nią dopiero jutro.
-To całkiem słodkie z twojej strony.
-Naprawdę? Byłem pewnie, że jej nienawidzisz.
-Jej tak, bo zdecydowanie na Ciebie nie zasługuje. Lubię Cie i jestem pewna, że kiedyś znajdziesz dziewczynę która Cię doceni.
-Dzięki-uśmiechnął się.
Muszę przyznać, że mimo jego dziwnego zachowania był świetnym facetem i tylko się przy tej flądrze marnował.
-Hej, zobacz. Otworzyli nowy sklep z czekoladą-wskazał na lokal przed nami.
-Dzięki Ci Panie-zawołałam skręcając dość gwałtownie. Byliśmy niedaleko jej mieszkania więc Matt może pokonać resztę drogi pieszo. Pożegnał się ze mną i poszedł sobie a ja wstąpiłam do tego raju na ziemi. Było tam praktycznie wszystko czego dusza zapragnie. Całe góry czekolady. Znalazłam nawet dział azjatyckich przysmaków, ale postanowiłam je sobie odpuścić. Nie jestem aż tak zdesperowana żeby jeść chrząszcze w czekoladzie.
Nie mam zielonego pojęcia ile czasu tam spędziłam ale widocznie dużo bo spotkałam Matta.
-Co Ty tu robisz?-spytałam.
-Podrzucisz mnie do domu?-zapytał tylko.
Widziałam, że coś się zmieniło, coś się musiało stać. Gdy się rozstawaliśmy był taki podekscytowany. Teraz wyglądał jakby miał się za chwilę rozpłakać. Jeżeli ona mu coś zrobiła, przysięgam skrzywdzę zdzirę.
-Co się stało?-zapytałam ale mi nie odpowiedział.
-Dużo tego masz-odezwał się po chwili patrząc na zawartość mojego koszyka.
-Nie mogłam się zdecydować.
-Możemy już iść? Proszę.
Zapłaciłam za moje zdobycze i wyszliśmy na zewnątrz. Miałam ochotę przejść się do niej i powyrywać wszystkie kudły. Nieistotne co mu zrobiła, zabiję ją. Nigdy nie widziałam go choć w połowie tak smutnego jak teraz. I cholernie mi to przeszkadzało. Chciałam go jakoś pocieszyć ale nie wiedziałam jak. A przede wszystkim nie wiedziałam co tam zaszło, a Matt najwyraźniej nie miał zamiaru mi powiedzieć.


Piosenka w tytule : Eminem - Just lose it
Wciąż nic, wiem.
Następny rozdział będzie pisany z perspektywy Matta jako jeden z niewielu. Coś mnie jednak naszło i dwa czy trzy póki co takie napisałam.  
Tymczasem miłego czytania ;) 
Cheers! 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz