poniedziałek, 27 stycznia 2014

12. It's like I'm paranoid lookin' over my back.

Naprawdę nie rozumiem kobiet. Alex od samego rana chodzi obrażona na wszystkich. Może tylko do Chrisa odezwała się parę razy ale nas zupełnie ignoruje. Zaczynam podejrzewać, że z nią jest coś bardzo nie tak.
-Na co się gapisz?-mruknęła patrząc w moją stronę. Każdy mądry człowiek na moim miejscu jak najprędzej zniknąłby jej z oczu.
-Brakuje mi tego potwora-westchnął Matt gdy ładowaliśmy graty do vana.
Nie wiem jak długo go zniosę. Tom obiecał, że gdy wrócimy do Anglii to dostaniemy większy wóz.
Nie jestem wymagający ale super byłoby mieć własny autokar z pełnym wyposażeniem.
-Przesuń tyłek-Alex bezczelnie przepchnęła się obok szturchając mnie w ramię.
-Nie wiem po jaką cholerę musimy się gnieździć w tym starym złomie. Nie mogłeś załatwić czegoś większego?-zacząłem stękać gdy usadowiliśmy się wraz z Mattem i Tomem z tyłu.
-Kiedyś grałeś w piwnicy dla bandy karaluchów i było dobrze a teraz robisz za wielką divę?-Chris wkurzył się i to poważnie. A z własnego doświadczenia wiem, że Wolstenholma lepiej nie denerwować.
-Sorry, poniosło mnie-powiedziałem wciskając się w fotel.
Czekała nas długa droga a wszyscy mieli takie humory, że mało brakuje żebyśmy pozabijali się nawzajem. Nie jestem pewnie czy dotrzemy na miejsce w jednym kawałku ale miałem wrażenie, że prędzej czy później któreś z nas wybuchnie.
Chris był wściekły, bo znów zginęły mu fajki, wystarczyło więc poczekać aż kupi sobie następną paczkę. Matt jak to Matt, lepiej nie wnikać o co mu chodzi ale od rana marudzi że brakuje mu psa. To chyba dobrze biorąc pod uwagę fakt, że o swojej dziewczynie nie wspomniał ani razu.
Po kilku minutach zapadłem w głęboki sen. Nie wiem co działo się przez te kilka godzin gdy spałem ale gdy się obudziłem wszyscy byli w świetnym nastroju. Jakby Zetasy podmieniły mi samochody. Jasna cholera, muszę przestać tak uważnie słuchać Matta. W każdym razie on i Tom prowadzili ożywioną dyskusję o jakimś facecie który przewidział atak kosmitów, a Alex i Chris podśpiewywali w najlepsze. Zastanawiałem się skąd Chris zna na pamięć piosenki Britney Spears ale chyba wolałem tego nie wiedzieć. Jeśli okazałoby się, że jest jej największym fanem straciłbym cały szacunek jakim go darzę.
-Ooo cześć Dom-zachichotał Matt. A przecież on zwykle nie chichocze. Sam już nie wiem, albo jeszcze się nie rozbudziłem albo zaczynam mieć paranoję jak ten czubek.
-Gdzie jesteśmy?
-Właśnie minęliśmy niemiecką granicę-odparł basista.
-Blondi!  Jak miło, że się wreszcie obudziłeś. Całe życie zmarnujesz jak będziesz tak ciągle spał. Kiedyś Cię coś ważnego ominie i dopiero będziesz płakał-Alex siedziała ze stopami opartymi o deskę rozdzielczą. Fotel był maksymalnie wysunięty do tyłu i to tłumaczyło dlaczego zrobiło mi się tak ciasno. A już zacząłem się obawiać, że przytyłem przez sen. Poza tym wydawało mi się, że już mnie coś ominęło.
Zanim dotarliśmy na miejsce zatrzymaliśmy się jeszcze przy stacji benzynowej. Miałem dziwne wrażenie, że ludzie dziwnie się gapią. W sumie byliśmy dość rozpoznawalni a poza tym cała nasza banda narobiła tyle hałasu, że pewnie sam oglądałbym się za nami. Zignorowałem to i poszedłem trochę pospacerować po sklepie. W czasie kiedy Chris płacił za paliwo, Tom i Matt zaczęli kłócić się o coś przy napojach. Z drugiego końca tego dość sporego pomieszczenia usłyszałem całą ich dyskusję. I właśnie wtedy zdecydowałem, że nigdy więcej nie pójdę z nimi do jakiegokolwiek sklepu.
-Sam je sobie nieś-Chris zostawił Matta i jego pięciolitrowe mleko bananowe i wyszedł.
-TOM!-krzyknął do kamerzysty który aktualnie wrzucał batoniki do koszyka.
-Nie ma szans, zapomnij-mruknął w odpowiedzi bo właśnie o to kłócili się chwilę temu.
-Dom, nie bądź taki-jęknął w moim kierunku. Z jak najszczerszym uśmiechem pokazałem mu środkowy palec i odwróciłem się do stojaka z gumami do żucia. Jakieś sto opakowań w przeróżnych kolorach skutecznie odciągnęło moją uwagę od marudzenia Bellsa.
-Nawet nie pytaj-powiedziała Alex i wyszła. Katem oka obserwowałem jak zdesperowany w końcu sam dźwignął tę butlę. Trochę mu zajęło dotarcie z nią do naszego vana ale widok był bezcenny. Po dwugodzinnym koncercie nie był tak zziajany, czerwony i umęczony jak po tym zaledwie pięciometrowym spacerku.
-Kto normalny kupuje baniak mleka po 40 € ?-Tom chował resztę zakupów do bagażnika.
-Normalny nikt, ale ten tu to owszem-odparł Chris.
Tymczasem Matt w pełni obrażony i umordowany usadowił się w samochodzie.
-Nie myślcie, że się z wami podzielę-burknął ściskając butlę która spoczywała mu na kolanach,
-Nie ma sprawy, przeterminowanego i tak bym nie wypił-Tom wzruszył ramionami a Matt jakby zbladł.
-To niemożliwe!-krzyknął szukając na opakowaniu daty ważności, która jak się okazało minęła trzy miesiące temu.
-A co Ci mówił wujek Tom?-zaśmiał się Kirk.
-Ja tego tak nie zostawię!-odparł Matt i z determinacją (oraz wielkim trudem) zataszczył butlę z powrotem do sklepu.
-A ja tego za żadne skarby nie przegapię-Chris uśmiechnął się szeroko po czym wszyscy ruszyliśmy to zobaczyć. Matt ostatkiem sił dźwignął butlę na ladę po czym jednym tchem wyrzucił, że żąda zwrotu pieniędzy i coś o braku szacunku dla klienta i bananowego mleka.
Znudzony kasjer nawet na niego nie spojrzał, tylko wskazał palcem na tabliczkę która wisiała nad jego głową.
-Zwrotów nie przyjmujemy-przeczytał spokojnie Bellamy po czym jakby dotarło to do niego bo zaczął wrzeszczeć-Jak to nie przyjmujecie?! Celowo sprzedałeś mi to wiedząc, że nie powinieneś. Gdzie moje prawa?!
-Biznes jest biznes, a teraz spadaj-odparł sprzedawca, nadal nie podnosząc oczu. To tylko dodatkowo rozjuszyło Matta który przewrócił stojak z gazetami a butlę rzucił w szklaną półkę z prezerwatywami. Zanim zdążyłem się zastanowić skąd wziął na to siłę, zrozumiałem, że najwyższy czas uciekać.
-Bellamy ty psychopato-wydusiłem gdy odjechaliśmy z piskiem opon.
-No co? Przecież grzecznie prosiłem-wzruszył ramionami jakby nigdy nic.
Przez ten incydent postanowiliśmy się już nigdzie nie zatrzymywać i czym prędzej dotrzeć na miejsce. W hotelu byliśmy wieczorem, batoniki które kupił Tom nie zaspokoiły naszego apetytu więc wszyscy znów zrobiliśmy się marudni. Chris zarządził, że jak tylko się zameldujemy idziemy zjeść porządną kolację. Jak to jednak w naszym przypadku bywa nie udało się, ponieważ już przy recepcji rozpętała się wielka kłótnia.
-Jeden pokój dla czterech osób-powiedział ze śmiesznym akcentem facet stojący za kontuarem. Z krzywo przywieszonej plakietki wynikało, że ma na imię Klaus.
-To jakaś pomyłka, proszę sprawdzić jeszcze raz-odparł Tom.
-Niestety ale to ostatnio pokój dla czterech osób. Większych nie ma, ale za to mamy wolną jedynkę.
-Biorę-ucieszył się Chris.
-On jest mój!-rzucił Kirk
-A niby czemu? Może ja też chciałbym ten pokój-odezwałem się nieco zbyt głośno. I znów miałem to głupie uczucie, że ludzie się na mnie gapią.
-Dlaczego chcecie mnie zostawić? Źle wam czy co?-Matt zmarszczył czoło. Jeszcze tylko brakowało żeby po raz kolejny się obraził.
-Spokojnie, zaraz rozwiążemy ten problem-uśmiechnęła się Alex wchodząc pomiędzy nas.
-Niby jak?
-Normalnie, ja go biorę-zgarnęła klucz oraz swoją walizkę.
-To niesprawiedliwe-zawołał Tom.
-Wystarczająco długo was znoszę. Poza tym co z was za mężczyźni? Kobiecie trzeba ustąpić.
-Równie dobrze mogliśmy ustąpić jemu-Matt znów zaczął chichotać wskazując na mnie palcem.
-O co Ci znowu chodzi?-mruknąłem podnosząc swoje rzeczy. Matt już mi nie odpowiedział tylko zaczął się śmiać. Czasem zachowuje się jak skończony kretyn.
Nasze pokoje znajdowały się na drugim piętrze naprzeciwko siebie. Trochę mnie zdziwiło, że Alex zamiast iść do siebie stanęła w drzwiach jakby na coś czekając.
-Zapomniałaś o czymś?
-Nie, tak tylko podziwiam-pokręciła głową.
Zrozumiałem co podziwiała mijając lustro. Moja twarz wyglądała jak dzieło sztuki abstrakcyjnej. Byłem cały umazany czerwoną szminką, a pod oczami roztarte ślady po tuszu.
-Kto mi to zrobił do jasnej cholery?!-wrzasnąłem. Czułem, że robię się cały czerwony z wściekłości ale moich towarzyszy jeszcze bardziej to rozbawiło.
-Sam się tak rozmazałeś. Jeszcze we Francji było dobrze-odpowiedział Chris.
-Doskonale wiesz, że nie o to mi chodzi. Które z was wpadło na ten durny pomysł? Co z was za idioci.
-Dom, nie wściekaj się tak. Wyglądałeś naprawdę uroczo. Zaprosiłbym cię na randkę gdybyś był kobietą-Matt zaśmiał się poruszając znacząco brwiami.
-Odwal się zboczeńcu-mruknąłem wchodząc do łazienki. Nie wiem jak dużo czasu w niej spędziłem ale zapewne sporo. Moja twarz wciąż była czerwona, ale to raczej przez to, że starłem jakieś ¾ naskórka żeby się domyć. Teraz już przynajmniej wiem dlaczego wszyscy się tak gapili. Nie ma to jak zrobić z siebie wariata.
-Zemszczę się-oznajmiłem wracając do reszty. Patrzyłem oczywiście na Alex bo nie miałem żadnych wątpliwości, że to jej sprawka.
-Już się boję-uśmiechnęła się-Na razie frajerzy-dorzuciła wychodząc.
-Wiecie co, nawet lepiej, że jesteśmy sami. Czuję się o wiele swobodniej-rzekł basista rozkładając się na jednym z łóżek.
-Co to za fetor?!-Matt zmarszczył nos i szybko doskoczył do okna. Przez chwilę myślałem, że zaraz wyleci, tak mocno się wychylił.
-Sorry-Chris uśmiechnął się a chwilę później ja i Tom dołączyliśmy do Bellsa.


Piosenka w tytule: Linkin Park - Papercut
No więc jest troszkę dłużej niż zwykle ;)
Coś się powoli zaczyna dziać, chociaż nie wiem czy można to nazwać jakąś przewrotną akcją.
Poprawiając tekst uśmiałam się jak głupia gdy mi Word zaczął sprawdzać pisownię.

 

Enjoy! ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz